English

Nocą ludzie są inni [rozmowa z Janą Bürgelin]

Natalia Gruenpeter
12/08/17
Jana Bürgelin, fot. Laura Ociep
Teatr z podziemia wychodzi do kontenera Kultura dla dzieci

Nie zamierzałam robić portretu całego pokolenia. Bohaterowie mojego filmu są tylko częścią generacji. Opowiadam o ludziach, którzy zajmują się sztuką, próbują swoich sił w kreatywnych zawodach – mówi Jana Bürgelin, reżyserka filmu "Millennialsi".

Natalia Gruenpeter: Zatytułowałaś swój film "Millennialsi". Czy to znaczy, że w pełni identyfikujesz się z tą generacją?

Jana Bürgelin: Nie zamierzałam robić portretu całego pokolenia. Bohaterowie mojego filmu są tylko częścią generacji millennialsów. Opowiadam o ludziach, którzy zajmują się sztuką, próbują swoich sił w kreatywnych zawodach. Myślę, że życie tych, którzy studiowali coś zupełnie innego albo pracują w innych branżach, wygląda inaczej. Sama czuję się częścią tej generacji, jestem teraz w podobnym wieku jak bohaterowie. Poza tym dwaj mężczyźni występujący w filmie są moimi przyjaciółmi, mieszkaliśmy razem. Kiedy przyglądaliśmy się naszemu życiu, stwierdziliśmy, że musimy nakręcić film, aby opowiedzieć o sobie, o części pokolenia.

Jak postrzegasz pracę w branży kreatywnej?

Z moich doświadczeń wynika, że to jest jednocześnie błogosławieństwo i przekleństwo. Z jednej strony można robić to, co się kocha, ale z drugiej strony jest również mnóstwo problemów – z pieniędzmi, z osiągnięciem sukcesu. Czasami wygrywasz, czasami przegrywasz. Ciągle musisz konfrontować się z sobą samym, ponieważ w sztuce czerpiesz z siebie samego. Czasami jest bardzo trudno.

Wspomniałaś, że film powstał z udziałem twoich przyjaciół. W jakim stopniu bohaterowie są na nich wzorowani?

To nie jest film dokumentalny, tylko fikcja. Obserwowałam życie przyjaciół i na tej podstawie napisałam scenariusz o moich wrażeniach, ale dodałam do niego fikcyjne elementy. Później rozmawiałam o tym z przyjaciółmi, zapytałam, czy zgadzają się na to, żeby nakręcić taki film.

Jaka jest twoja wizja rodziny w sytuacji millennialsów? Czy postrzegałaś relacje ze swoimi przyjaciółmi jako coś w rodzaju alternatywnej rodziny?

Może trochę. Ale nie sądzę, żeby podejście do rodziny było sprawą generacyjną. Myślę, że to wynika bardziej ze specyfiki artystycznego środowiska, w którym funkcjonujemy. I może z tego, gdzie mieszkamy. Życie na wsi wygląda inaczej niż życie w Berlinie. Bliskie relacje z przyjaciółmi mogą zastępować rodzinę. Może także dlatego, że jeżeli pracujesz nad czymś, zwłaszcza w branży kreatywnej, posiadanie rodziny jest niemal niemożliwe. A w każdym razie bardzo trudne. Pracujemy cały dzień, w weekendy. Wiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że nie może mieć dwóch rzeczy naraz. Ale rola rodziny jest według mnie wciąż bardzo istotna. 

Berlin jest miastem o szczególnej artystycznej tradycji. Jak wpłynął na twój film?

Z jednej strony to miasto jest niesamowite: otwarte, artystyczne, pełne możliwości. Można tu robić absolutnie wszystko. Ale z drugiej strony bywa ponuro, chłodno, zimą szybko zapada zmrok. Więc można czuć się tutaj bardzo samotnie. Berlin na pewno wpłynął na mój film. Tutaj mieszkają bohaterowie, choć są w tym mieście nieco zagubieni. Ale "Millennialsi" nie są o Berlinie. Ważniejsze było dla mnie to, żeby film opowiadał po prostu o życiu w wielkim mieście, niekoniecznie w Berlinie.

W twoim filmie przez większość czasu panuje noc, co tworzy szczególną atmosferę. To też był sposób na odejście od turystycznego obrazu Berlina?

Nigdy nie planowaliśmy pokazywać tych najbardziej znanych miejsc Berlina, na przykład wieży telewizyjnej. Chcieliśmy ukazać inne oblicze miasta. Nocne zdjęcia były dla mnie bardzo ważne. Zimą w Berlinie wcześnie zapada zmrok, już około trzeciej po południu. Zaczynaliśmy wtedy zdjęcia, kończyliśmy o północy. Dzięki temu mieliśmy długi dzień zdjęciowy. Ale chyba nie chodziło o to, żeby uniknąć typowych dla Berlina widoków. Dla mnie i operatora ważne było uchwycenie pewnej atmosfery. Myślę, że nocą ludzie są inni. Podobnie jak miasto, oświetlone przez latarnie.

Czy tworząc taki obraz, inspirowałaś się jakimiś filmami? Kiedy oglądałam "Millennialsów", nasunęły mi się skojarzenia z "Three Bewildered People in the Night" Gregga Arakiego. Te filmy mają wiele punktów wspólnych: rozgrywają się w wielkim mieście, głównie nocą, a bohaterowie są młodymi ludźmi zajmującymi się sztuką i kulturą.

Nie znam tego filmu, ale chciałabym go zobaczyć. Muszę sobie zapisać. Wczoraj ktoś powiedział mi, że powinnam obejrzeć "Wszystkie nieprzespane noce". Inspirowałam się wieloma tytułami. Nie chcę ich porównywać z moim, bo to nie były filmy o millennialsach. Szukałam raczej pewnej atmosfery. Oglądałam na przykład "Między słowami" Sofii Coppoli, który kreuje obraz zagubienia w wielkim mieście, albo "Pod skórą" Jonathana Glazera – tu inspirujące były dla mnie sceny w lesie. Oglądałam też filmy Nicolasa Windinga Refna, zwracając uwagę na barwy.

Jak operator radził sobie z nocnymi zdjęciami? To chyba trudne warunki. 

To było wyzwanie, ponieważ nie mieliśmy dużego budżetu. Zwykle kręciliśmy przy dostępnym świetle. Co prawda mieliśmy dodatkowe oświetlenie, ale nie korzystaliśmy z niego we wszystkich scenach. To nie był nasz pierwszy wspólny film, wcześniej kręciliśmy razem dokumenty. Realizacja "Millennialsów" właściwie przypominała naszą wcześniejszą pracę, byliśmy przyzwyczajeni do pracy z takim wyposażeniem.

Rozmawiała Natalia Gruenpeter


Natalia Gruenpeter

Nauczyciel akademicki, filmoznawczyni, edukatorka i animatorka kultury, redaktorka działu filmowego dwutygodnika "artPAPIER”, interesuje się kulturą amerykańską i fotografią, uwielbia kino Gregga Arakiego, z gazetą festiwalową "Na horyzoncie” związana od 2009 roku.


czytaj także
Wywiad Stojąc na brzegu wulkanu [rozmowa z Resiną] 12/08/17
Wywiad Otoczeni przez ludzi, ale jednak samotni [rozmowa z Hadas Ben Aroyą] 12/08/17
Wywiad Film pokolenia [rozmowa z Igorem Bezinoviciem] 12/08/17
Wywiad "Amelia" z rzeźnickim nożem [Dusza i ciało] 12/08/17

Newsletter

OK