Szron Šarūnasa Bartasa wejdzie do polskich kin 16 lutego 2018 (dystrybucja: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty).
"Realizowany w kilkunarodowej koprodukcji film Bartasa wiele zawdzięcza Polakom: począwszy od finansowania (Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej), przez występ Andrzeja Chyry, aż po oszczędnie wykorzystywaną, niepokojącą muzykę Pawła Mykietyna. Tego samego, który niespełna sześć lat temu przygotował muzykę na jeden z meczów Euro 2012 organizowanego przez Ukrainę i Polskę.
Finał filmu przypomina zresztą „Popiół i diament” Wajdy: śmierć jest zawsze przypadkowa, ironiczna, bezsensowna. Śmierć nie dba o romantyczny mit ani o wojskową – czy jakąkolwiek inną – logikę. Vanessa Paradis mówi na ekranie, że bywają w życiu przerwy w miłości. W niezwykle ciekawym, szorstkim „Szronie” uderza myśl, że dłuższa lub krótsza przerwa w wojnie nie oznacza, że można od niej uciec." (Paweł T. Felis, "Gazeta Wyborcza")
"Szron jest filmem drogi. Reżyser obserwuje kolejne postoje w wyprawie wolontariuszy. Hotel w Dniepropietrowsku o absurdalnie wysokim standardzie, jak na sytuację wokół. Ale tu mieszkają zagraniczni dziennikarze, którzy na co dzień widzą straszliwe obrazy, a potem próbują odreagować. Świetne kreacje tworzą Andrzej Chyra jako reporter, który nagle pęka emocjonalnie, oraz Vanessa Paradis, grająca starzejącą się korespondentkę wojenną.
(...) Szron jest filmem o wojnie, ale też o inicjacji i dojrzewaniu. Sarunas Bartas bardzo konsekwentnie tę historię filmuje. W paradokumentalnym stylu, bez żadnych ozdobników, boleśnie. (...) Coś jednak w tym filmie jest. Widz nie zrozumie, na czym polega konflikt w Donbasie, ale znajdzie w Szronie okrutną prawdę o beznadziei hybrydowej wojny. Obrazy, jakich nie da się zobaczyć w newsach telewizyjnych. Brud, szarość. Codzienność śmierci. Świat, do którego nie da się wjechać i ot tak pstryknąć komórką zdjęcia, żeby pochwalić się kolegom w barze w Wilnie czy Paryżu. I na tym chyba polega siła Szronu." (Barbara Hollender, "Rzeczpospolita")
"(...) najważniejsza jest wojna, którą bohaterowie toczą wewnątrz, sami ze sobą. Zawieszeni w codzienności pozbawionej klarownego celu i sensu, niby żywi, ale z sercami pokrytymi tytułowym szronem, naoglądali się porywających obrazków z Majdanu. I nawet realne zagrożenie, które wiąże się z decyzją o wyprawie, nie może ich powstrzymać przez tym, żeby poczuć widoczny na zdjęciach ogień, którego najwidoczniej ani codzienność, ani relacja, którą tworzą, im nie daje. Litwin uczciwie komunikuje swoje reżyserskie priorytety. Nie ukrywa, że interesują raczej klimaty egzystencjalne, niż realia i prawdopodobieństwo – mimo, że do „Szronu” zaprosił także naturszczyków, wśród nich autentycznych żołnierzy ukraińskich sił." (Anna Tatarska, "Co jest grane")
"Słowem kluczem do interpretacji tego filmu jest "melancholia". Podtytuł książki Marka Bieńczyka na ten temat brzmi "o tych, co nigdy nie odnajdą straty". Wszystkich bohaterów "Szronu" charakteryzuje dziwne poczucie braku. Czegoś im brakuje – ale czego? Czegoś szukają – nie wiadomo co. Ich podróż przez Litwę i Ukrainę uświadamia, że poruszają się w dziwnej przestrzeni. Między Wschodem i Zachodem. Trochę Nigdzie. W takim "nigdzie" zawieszony jest upojony alkoholem bohater grany przez Andrzeja Chyrę, który ma pomóc bohaterom przedostać się do Donbasu. W gruncie rzeczy jest jak Charon, pomagający zbłąkanym duszom przedostać się do krainy śmierci." (Łukasz Knap, film.wp.pl)
Anna Tatarska: Zapadła mi w pamięć taka scena: grana przez Vanessę Paradis Marianne rozmawia z bohaterem Mantasa Janciauskasa, Rokasem. I on ją pyta, czy ona kocha. Nie wiadomo do końca, co ma na myśli, jego angielski pozostawia wiele do życzenia. Czy chce wiedzieć, czy ona kocha w ogóle, czy kocha kogoś. Według niego jak się nie kocha, to się istnieje. Ona podchodzi do tego bardziej sceptycznie.
Andrzej Chyra: Sądzę, że Rokas mówi to z pozycji osoby, która nie jest zakochana i czuje z tego powodu dyskomfort. „Szron” opowiada nie tylko o wojnie, ale też o kryzysie miłości i pasji. Rokas tej pasji nie ma. Czuje pustkę. Rusza w drogę, bo coś go zaintrygowało, obudziło jakieś emocje. Myślę, że tego ta rozmowa dotyczy. Czy da się funkcjonować w pustce emocjonalnej? Jak żyć, żeby tej pustki nie czuć? Może się do tego dojrzewa, może to jest jakaś mądrość, a może talent? (Vogue Polska)
Vanessa Paradis: Znamienne, że gdy spacerowałam po Kijowie, myślałam o Paryżu. Było tak... spokojnie, pięknie i cicho. Zupełnie jak w domu, w moim ojczystym mieście. Nigdy nie powiedziałabym, że gdzieś tam nieopodal toczy się wojna. Ja po kilku dniach wróciłam do Francji, z kolei ekipa przeniosła się bliżej linii frontu. Ale dla mnie nie ma znaczenia, czy to było dwieście, czy dwa tysiące kilometrów. Po prostu nie wolno nam udawać, że ten konflikt - czy na przykład wojna domowa w Syrii - nas nie dotyczą. Oczywiście, ktoś zaraz rzuci, że jestem naiwna i że nie znam się na polityce. Trudno. Podejrzewam, że jestem dość stereotypowo odbierana, ale być może uda się przekuć to w jakąś silę? Jeśli moja popularność może się do czegoś przydać lub przyczynić albo na coś pożytecznego przełożyć, to dobrze. Może właśnie powinna służyć temu, że zainteresujemy filmem większe grono osób? ("Co jest grane")
"Najbardziej z całej projekcji Szronu utkwiły mi w pamięci słowa reżysera, który odpowiadając na pytanie, czy wojnę pokazywaną w jego filmie należy postrzegać tylko w kontekście wydarzeń na Ukrainie, czy w bardziej uniwersalnym wymiarze, stwierdził, że dla niego każda rana zadana w wyniku konfliktu zbrojnego, każda poniesiona śmierć nie mają i nie mogą mieć ogólnego kontekstu. To cierpienie dotyka przecież konkretnych ludzi, a nie abstrakcyjne obiekty. W głąb Ukrainy Bartas prowadzi nas wraz z Rokasem, który zgadza się zastąpić kolegę i pojechać do Kijowa busem z humanitarną pomocą. W drogę zabiera też swoją dziewczynę. Już po drodze, w Polsce, para przekonana się, że ich podróż nie skończy się w pierwotnie założonym miejscu. Wiedziony ciekawością i ekscytacją Rokas nie będzie oponował na zmianę planów i pojedzie dalej na wschód Ukrainy, gdzie toczą się najcięższe działania wojenne. Bartas w swoim stylu, bez upiększania świata (a nawet zbytniego dbania o estetykę kadrów), bardzo realistycznie zderza przybysza z Litwy z niebezpieczeństwem i ponurością wojny, które w filmie przybierają obraz zarówno zrujnowanych przez bombardowania zabudowań, jak i twarz zniszczonych życiem w takich warunkach żołnierzy. Wojna nie ma w sobie nic fascynującego, sensacyjnego, epickiego - zdaje się mówić Bartas - niesie ze sobą jedynie cierpienie i krzywdę. Szczególnie doświadczając tych najbardziej niewinnych." (Katarzyna Wolanin, filmaster.pl)
"Wyprawa ta składa się z trzech przystanków: pierwszy - w spokojnym Dniepropietrowsku, gdzie młodzi spotykają się z Polakiem Andrzejem, który wcześniej załatwił im bezproblemowy tranzyt przez granicę. (…) Kolejny przystanek dwójki młodych Litwinów ma miejsce w strażnicy wojskowej, gdzieś nieopodal strefy wojennej. Trzeci natomiast już w samym oku cyklonu - dokładnie na linii frontu. Tak rozpisana droga, którą pokonują młodzi, ma przede wszystkim pokazać dystans jaki dzieli takie kraje jak Litwa, ale również Polska, od Ukrainy - jedynie trzy żabie skoki, praktycznie nic, dystans, który można pokonać w kilka, kilkanaście godzin. Ale te dwa światy dzieli absolutnie wszystko, bo nikt, kto nie doświadczył wojny, nie jest w stanie jej pojąć. Bartas daje lekcję tym wszystkim, którym się wydaje, że są bezpieczni - czyli mi i tobie. "Szron" wydaje się apelem skierowanym właśnie do Polaków, Litwinów, Łotyszy i innych mieszkańców krajów byłego bloku wschodniego. Wojna jest znacznie bliżej, niż nam się wydaje, ale póki nie nadejdzie, nie jesteśmy w stanie jej pojąć, ani poczuć jej grozy." (Michał Piepiórka, Bliżej Ekranu)