18. MFF Nowe Horyzonty: Dwa pokolenia, dwa odmienne style, dwie wielkie osobowości portugalskiego kina.
Dwa pokolenia, dwa odmienne style, dwie wielkie osobowości portugalskiego kina. Dwóch autorów, którzy świadomie wybrali peryferie, sytuując swoją twórczość nie tylko z dala, ale wręcz w opozycji do mainstreamu: z jego systemem produkcji, sprzedaży i dystrybucji; z jego glamourem, szufladkami gatunków ułatwiającymi konsumenckie wybory, happy endami i morałami.
João César Monteiro (1939-2003) to jedna z najbardziej ekscentrycznych, osobnych - a przy tym najmniej rozpoznanych - postaci w kinie europejskim. Autor mrocznych, perwersyjnych baśni (w Silvestre z 1981 r. debiutowała Maria de Medeiros!), w których obnażał zbudowane na przemocy fundamenty zbiorowej wyobraźni Portugalczyków; zanurzony w błękicie melancholik (w jednej z głównych ról w hipnotycznym Kwiecie morza z 1986 roku gra młodziutka Teresa Villaverde, późniejsza reżyserka); twórca czarnych "boskich" komedii, na użytek których wcielał się w rolę João de Deusa. Przyjąwszy imię patrona rybaków, prostytutek i psychicznie chorych; jego bohater włóczy się po tanich barach, biednych zaułkach, hotelach na godziny, szukając zabawy i towarzystwa młodych dziewcząt. Wychudzony fetyszysta, błazen, domorosły filozof i bon vivant, jakim jest João (Wspomnienia z Żółtego Domu, Komedia Deusa czy Vai E Vem), rzuca wyzwanie kościołowi, państwu i rodzinie, bo ostentacyjnie wybierając sferę profanum, dowodzi, że tylko tu można znaleźć przebłyski wolności i boskości, będące po prostu przebłyskami poezji. Jego inspirowana prozą Roberta Walsera Królewna Śnieżka (2000) to jeden z najbardziej radykalnych filmów w dziejach kina, testowanie granic medium: przez większą część seansu oglądamy bowiem czarny ekran, nasłuchując głosów z offu.
O tym filmie po raz pierwszy usłyszałam od Pedra Costy (ur. 1959), w którego kinie poezja spotyka się z rockową energią. Radykalny wybór tego reżysera polega na odwróceniu obowiązujących w kinie reguł: zamiast opowiadać, Costa słucha, zamiast narzucać rzeczywistości swoją wizję, pozwala by ta przemówiła. Zamiast najeżdżać dzielnicę slumsów Fontainhas (gdzie powstała jego słynna trylogia Kości, W pokoju Wandy, Pochód młodości, 1997-2006) pełnymi sprzętu truckami i świecić lampami w okna pozbawionych prądu mieszkań, zrozumiał, że jego celem jest wydobycie tego już istniejącego, prawdziwego, ukrytego światła z ludzi i miejsc. Sposób, w jaki Costa robi filmy (w kilkuosobowej ekipie, amatorską kamerą, samodzielnie produkując i sprzedając swoje produkcje), jest demonstracją politycznego i etycznego stosunku do rzeczywistości. Sytuując się na pograniczu fikcji i dokumentu, pracując od lat z tymi samymi bohaterami (Ventura czy Wanda), Portugalczyk eksploruje kolonialną przeszłość swojego kraju, wywołuje jej duchy, egzorcyzmuje, uwalnia i leczy. "Moje kino jest po to, żeby zapomnieć" - przekonuje. Czujny obserwator przegranej młodości (Krew, Kości), lojalny towarzysz imigrantów, wykluczonych i niewidzialnych (Dom z lawy, trylogia czy Koń Forsa), Pedro Costa tworzy przestrzeń, w której jego bohaterowie nie tylko mogą odzyskać głos, ale którą także współtworzą. Niebywałe, malarskie piękno filmów Costy jest naturalnym pięknem miejsc, w których stawia kamerę, sam będąc nie tyle kreatorem, co medium dla rzeczywistości. Pedro Costa pracuje obecnie nad nowym filmem Vitalina Varela, którym powraca do lisbońskiej dzielnicy Fontainhas.
Małgorzata Sadowska