Lato 1993 to czarująca i niebanalna podróż w czasie. Film, który doceniła publiczność na całym świecie, w idealnych proporcjach wzrusza i bawi.
Carla Simón, wyróżniona Kryształowym Niedźwiedziem na Berlinale, z wyczuciem portretuje proces przeżywania starty i ekscytację towarzyszącą budowie nowej rodziny. Jej film łączy w sobie ciepło i błogość z intensywnymi emocjami czasu dorastania. Lato 1993 to film, który udowadnia, że szczęście można znaleźć wszędzie – wystarczy się rozejrzeć.
Lato 1993 roku to czas trudnych zmian. Sześcioletnia Frida ma zamieszkać ze swoim wujkiem i jego rodziną na hiszpańskiej prowincji. Nie jest to jednak wakacyjny wyjazd. Dziewczynka straciła oboje rodziców - mama niedawno zmarła po długiej chorobie - i musi nauczyć się żyć z nowymi opiekunami. Pierwszy film pełnometrażowy Carli Simón oparty jest częściowo na jej dziecięcych doświadczeniach. Unikając sentymentalizmu, katalońska reżyserka rysuje złożony portret emocjonalny dziecka, które mierzy się z falą sprzecznych uczuć - gniewem, zazdrością, ale i rodzącym się poczuciem przywiązania. Z wyczuciem ukazuje proces przeżywania straty, skupiając się nie na dramatycznych wydarzeniach, lecz obserwacji pozornie prozaicznej codzienności. Pomaga jej w tym charyzmatyczna, nad wiek dojrzała odtwórczyni głównej roli Laia Artigas. Ten poruszający film o cierpkim smaku dzieciństwa ciepło przyjęto na festiwalach na całym świecie. W Berlinie otrzymał nagrodę dla najlepszego debiutu.
Mariusz Mikliński, katalog 17. MFF Nowe Horyzonty
Nie chcę, żeby widzowie zrozumieli, co ja miałam na myśli, tylko żeby zdali sobie sprawę, co czuje dziecko po stracie najbliższych. W tych trudnych momentach dzieci traktuje się tak, jakby były głupie, a to właśnie one potrafią przystosować się szybciej do zaistniałej sytuacji. Inna sprawa to ich emocje. Wszyscy wokół starają się pomóc, robią, co mogą. Nie można osądzać postaci z kina, choć starałam się, by przy pomocy kamery stworzyć ich bliski, intymny obraz.
Chociaż moja historia brzmi bardzo dramatycznie, nie odebrałam tego pierwszego lata z moją nową rodziną jako tragedii. Byłam dzieckiem i jak to dziecko bawiłam się, śmiałam, przeżywałam dobre chwile, nawet jeżeli tęskniłam za mamą. To było dla mnie bardzo ważne, żeby zrobić film pełen blasku, który zawierałby i smutek i nadzieję, i żeby uniknąć sentymentalizmu. Poza tym uwielbiam subtelność, jestem pewna, że widzowie są na tyle inteligentni, by odebrać całe to złożone spektrum emocji w małej cząstce. Życie nie dostarcza nam wielu informacji na temat naszych relacji, musimy je odczytywać z gestów i nielicznych słów, i lubię grać w tę grę z publicznością, sprawiać, że widzowie powoli odgadują, jak czują się bohaterowie.
Odkąd miałam 14 lat pracowałam z dziećmi w letnich szkołach. Co prawda studiując w USA miałam przerwę, ale już w Londynie założyliśmy organizację, która miała wprowadzać dzieci w świat kina. Kiedy wróciłam po studiach do Hiszpanii skontaktowałam się z Cine en Curso, pytając, czy mogłabym z nimi pracować, bo naprawdę to uwielbiam. Jestem wielką zwolenniczką ich metod, w wyniku których dzieci zaczynają oglądać filmy w sposób, w jaki nigdy by tego nie robiły. Uczymy się razem, wiele się dowiaduję, obserwując, jak dzieci patrzą na kino i jak je interpretują.
Dzieci nigdy nie czytają scenariusza, po części dlatego, że są za małe - jedna z dziewczynek miała wtedy cztery lata. Podczas prób wymyślaliśmy wspólne wspomnienia i różne sytuacje z przeszłości, które mogłyby się wydarzyć latem 1993. To był sposób na stopniowe budowanie zażyłości i intymności, dzięki czemu dziewczynki w jakiś sposób wierzyły w związek między nimi a występującymi w filmie dorosłymi. Dorośli aktorzy dostali scenariusz, ale poprosiłam ich, żeby nie trzymali się go kurczowo i nie uczyli się na pamięć swoich kwestii. Oczywiście zależało mi na tym, żeby ta historia została opowiedziana tak, jak ją napisałam, ale drobne zmiany w dialogach nie mogły tego zniweczyć. Bardzo dużo mówiłam podczas zdjęć na planie, dla dzieci byłam przewodnikiem, czasami podsuwałam im gotowe zdania do powtórzenia, ale zawsze tkwił w tym element improwizacji, szczególnie w scenach zabaw.
Casting zajął nam dwa miesiące, bo chciałam znaleźć dziewczynki, które przypominały napisane przeze mnie postacie. Możesz poprosić dorosłą osobę o stworzenie bohatera, ale dzieci tego nie potrafią. Wobec tego ich osobowość musi zawierać aspekty osobowości fikcyjnej postaci.
Zależało mi na tym, żeby stworzyć portret wielopokoleniowej rodziny, przyjrzeć się jej dynamice: moi dziadkowie, konserwatywni katolicy, mieli siedmioro dzieci, co zawsze wydawało mi się cudem, wszystkie ich dzieci to dziś lewicujący ateiści. Prawdopodobnie był to efekt czasów, w których żyli, hiszpańskiej transformacji, urodzili się, by żyć w niespotykanej wcześniej wolności. I wtedy nadeszło nasze pokolenie, które było owocem bardziej liberalnego podejścia do życia naszych rodziców, ale też wpływu dziadków. Chciałam położyć szczególny nacisk na odzwierciedlenie tej sytuacji.
"W niespokojnych czasach kino coraz częściej zwraca się ku tym, którzy nie dają sobie rady z życiem. Ku słabym, bezbronnym, innym. Po fali filmów o przemocy domowej i kobietach katowanych psychicznie i fizycznie w czterech ścianach własnego mieszkania, po historiach chorych ludzi, którzy walczą o swoje miejsce w społeczeństwie, przyszła kolej na przyjrzenie się dziecku. Inaczej niż zazwyczaj. Jej nazwisko warto zapamiętać. Myślę, że ta przedstawicielka fali młodych katalońskich reżyserek ma jeszcze wiele do powiedzenia."
Barbara Hollender, "Rzeczpospolita"
"Lato 1993 to bardzo osobisty film dla Simón. Biorąc pod uwagę, że został film zadedykowany jej mamie, nietrudno domyślić się, że historia Fridy jest zainspirowana dzieciństwem samej reżyserki. Należy jednak podkreślić, że film nie jest przesiąknięty nadmiernym sentymentalizmem, nie jest to też moralizatorskie kazanie mające na celu "nawrócenie" widza."
"Choć film przynależy do nurtu slow cinema, i więcej tu kontemplacji niż akcji, to kolejne wyskoki Fridy wprowadzają elementy psychodramy, a nawet thrillera. Niecodzienne pomieszanie styli i gatunków, w połączeniu z wielką wrażliwością reżyserki i jej wyczuleniem na detale, składa się na niebanalne i zapadające w pamięć dzieło o dorastaniu, goryczy straty i nabieraniu nowej tożsamości."
"Siła tego zaskakującego obrazu płynie ze spojrzenia reżyserki - pozbawionego sentymentalizmu ani pobłażliwości, a jednak bardzo czułego. Carla Simón mierzy się z tematem-polem minowym: tym, jak dziecko stawia czoła śmierci i żałobie. Robi to, pokazując niby zwyczajne, na pozór pozbawione większego znaczenia sceny z życia. Dziewczynki, które bawią się w mamę i córkę, babcia, która każe wnuczce zmawiać co wieczór "Ojcze nasz", sklepowa, która "na pocieszenie" podaje kawałek szynki. Jest trochę zabawnie, trochę smutno, trochę przekornie, a na koniec boli jak diabli, choć jest to ból oczyszczający i konieczny.
Fenomenalną pracę aktorską wykonują dziewczynki, które wcielają się w role Fridy i jej nowej siostry - takich dziecięcych ról nie było chyba w iberyjskim kinie od czasu Nakarmić kruki.
Choć to intymny portret rodzinny, Carla Simón wpisuje go w szerszy społeczny kontekst. Mówi, że w Hiszpanii powstało bardzo dużo filmów o wojnie domowej i frankizmie, ale niezbyt wiele, o tym, co było potem. Swoich rodzicach nazywa ofiarami epoki: Należeli do pokolenia, które dorastało po śmierci Franco, chcieli spróbować wszystkiego" - mówiła w wywiadzie dla radia RAC1. Nie przewidzieli konsekwencji."
Aleksandra Lipczak, "Przekrój"
"Debiut hiszpańskiej reżyserki, doceniony na tegorocznym festiwalu w Berlinie, jest częściowo oparty na jej wspomnieniach z dzieciństwa. Film opowiada o dziewczynce, która zostaje zmuszona do przeprowadzki na prowincję po śmierci obojga rodziców. Mimo tak dramatycznych wydarzeń, z którymi musi zmierzyć się mała bohaterka, film oferuje dużo ciepła, miłości i subtelnego humoru. Lato 1993 wydaje się dojrzałym spojrzeniem dziecka na dopiero co poznawany świat."
Michał Piepiórka, "Bliżej ekranu"
"Film o trudzie wychowania. O tym, że dzieci nie wolno spisywać na straty. Trzeba im dawać szansę, uczyć, pokazywać - czasami 1000 razy jedną, prostą rzecz, jak wiązanie butów. W "Lecie..." widzimy czasem, że sama miłość nie wystarcza, ale jest podstawą ukierunkowywania dziecka, prowadzenia go tak, żeby nie zrobiło innym i sobie krzywdy i by było szczęśliwe. Film o tym, że nie ma rodziców ani wychowawców idealnych, a cały proces to lata walki z własnymi nerwami i zmęczeniem, ale i z charakterem drugiego, dużo mniejszego i znacznie bardziej bezbronnego człowieka. Olbrzymią zaletą "Lata 1993" jest ukazanie procesu. Dzięki temu filmowi wiem, że chociaż mała Frida mnie nieziemsko wkurza, duża Frida będzie już kimś zupełnie innym, z olbrzymimi szansami na szczęście i powodzenie."
"Simón snuje swoją opowieść z perspektywy Fridy. Nie oznacza to, że świat przedstawiony został przefiltrowany przez jej spojrzenie. Kamera jest tu bardziej towarzyszem, obiektywnym rejestratorem kolejnych zdarzeń, które przytrafiają się dziewczynce. Skupiając się na emocjach Fridy, oko tego mechanicznego obserwatora pozostaje jednak okiem współczującym. Lato 1993 przedstawia sposób, w jaki bohaterka przepracowuje bolesną stratę, a także w jaki stara odnaleźć się w całkowicie nowym otoczeniu. Reżyserka nie zapomina jednocześnie o pozostałych postaciach zmagających się z nieco innymi rozterkami: jak zadbać o osieroconą dziewczynkę, która jest być może ciężko chora? Gdzie postawić granicę - jakie zachowania będą dopuszczalne, a jakie będą zagrażać stabilności ich świata? Dzięki zaangażowaniu udaje się tym problemom sprostać, a historia urywa się w przededniu nowego roku szkolnego, kiedy bohaterowie stają się rodziną. Lato 1993 to jeden z tych filmów, który chce się zobaczyć ponownie i który zapada w pamięć."
Justyna Szaferska, fkecinergia.wordpress.com