XVIII-wieczna Europa wierząca w naukę, sztukę i postęp. Angelo, chłopiec z Afryki, trafia do arystokratów, którzy chcą z niego "zrobić człowieka". Jednak szybko dociera do granic tolerancji białych pań i panów. Angelo Markusa Schleinzera wejdzie na ekrany polskich kin 29 listopada (dystrybucja: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty).
Zapierający dech w piersiach od pierwszej sceny, film Schleinzera opowiada – opartą na faktach! – fascynującą historię Angela Solimana, czarnoskórego niewolnika, który jako chłopiec trafił najpierw do domu weneckiej arystokratki, a potem na salony XVIII-wiecznego Wiednia. Dla kolejnych wysoko postawionych opiekunów i pracodawców, życie Angela jest polem społecznych i edukacyjnych eksperymentów, a jego ciało - przedmiotem skrupulatnych "naukowych" badań. Olśniewający wizualnie, brawurowo zagrany, prowokacyjny film Schleiznera jest błyskotliwą analizą mechanizmów kolonizacji, za sprawą której Angelo nie jest traktowany jak człowiek, lecz jak biała karta do zapisania, czy czekający na podbój obcy ląd bez tożsamości. Ale pod barwnymi kostiumami i efektowną stylizacją, kryje się poruszająca opowieść o współczesnych obcych: ludziach, którzy każdego dnia docierają na europejski kontynent; i o naszym stosunku do nich. Schleinzer testuje granice wielkoduszności i nie bez ironii przygląda się, jak dobroczynność uszlachetnia: samych dobroczyńców.
Nasze wyobrażenia o Afryce niewiele ewaluowały – nadal w powszechnej świadomości jest to kontynent piramid, palm i dzikich plemion, intelektualnie zacofany. Czarnoskórzy natomiast nie są może już taką ciekawostką, jak kiedyś, ale nadal traktuje się ich z wyższością, jako ludność napływową, którą należy w najlepszym razie asymilować.
Michał Piepiórka, Bliżej ekranu
W opinii Schleinzera kolonializm, czyli de facto pożeranie słabiej rozwiniętych kultur afrykańskich przez silniejszą kulturę białą, jest jedynie jednym z wielu narzędzi mechanizmu, który roboczo możemy określić mianem „kulturowego wyobcowania”. Ofiarą w filmie Austriaka na pierwszy rzut oka jest oczywiście sam Angelo, ale w toku kolejnych zdarzeń i obserwowanych obrazów dochodzimy do wniosku, że za takową uchodzić będzie również Cesarz. W jednej z kluczowych scen (...) z ust Cesarza padają słowa, wedle których jego osoba jest całkowicie przytłoczona służbą martwej kulturze. Jako jeden z nielicznych arystokratów świadomych swej pozycji Cesarz uzasadnia ponadto, że robi to, co musi, bo ślepa służba jest jedynym, co trzyma porządek kultury w ryzach. Bohater jest więc ofiarą kultury w tym samym stopniu, co Angelo, mimo że różnica ich położenia zdaje się diametralna – podobnie jednak przeżywają samotność i porzucenie.
Poczucie osaczenia i osamotnienia Schleinzer osiągnął jeszcze na jednej płaszczyźnie – obraz zamknął w klasycznym formacie 4:3. Tak wąski kadr nie pozostawia wątpliwości – staje się metaforą niewoli osnutej na wszechobecnym, acz obłudnym przekonaniu o wolności. Wiedeńska arystokracja zmienia Angelo – dopóki się nie buntuje, ma stać u boku cesarza, stając się personifikacją odwagi, bogactwa i władzy monarszej.
Markus Schleinzer jest w Austrii specem od castingów filmowych. Dobierał obsadę do najgłośniejszych tytułów swojego profesora z Wiedeńskiej Akademii Filmowej, Michaela Hanekego. W Austrii krąży anegdota, że Schleinzer zna każdego tamtejszego aktora, który potrafi wypowiedzieć chociaż jedną linijkę tekstu. W filmie Angelo osiągnął apogeum swoich możliwości – absurdalna arystokracja i dwór nie miałyby odpowiedniego wydźwięku, gdyby nie siła ironii i chłód zaszczepione w grze aktorskiej. Na wyróżnienie zasługuje postać Cesarza – inteligentnego cynika, owładniętego własnymi monologami, tworzącego przeciwieństwo wyciszonego Angelo.