Francja 2012 / 110 min.
reżyseria: Léos Carax
scenariusz: Léos Carax
zdjęcia: Caroline Champetier, Yves Cape
muzyka: The Divine Comedy
występują: Denis Lavant , Edith Scob, Eva Mendes, Kylie Minogue, Elise Lhomeau, Michel Piccoli, Jeanne Disson, Léos Carax, Nastya Golubeva Carax
nagrody: MFF w Cannes 2012 - Award of the Youth, 20. Międzynarodowy Festiwal Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych Camerimage w Bydgoszczy - Srebrna Żaba dla Caroline Champetier, autorki zdjęć, najlepszy film nieanglojęzyczny według Los Angeles Film Critics Association, film roku 2012 według "Cahiers du Cinéma"
dystrybucja: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty
premiera: 11 stycznia 2013
Najbardziej ekstrawagancki film ostatniego festiwalu w Cannes. Groteskowy, miejscami obsceniczny, pełen dynamiki. Balansuje na granicy dyscypliny i kompletnej nieprzewidywalności, pomiędzy horrorem a melodramatem, rodzinną psychodramą a komedią. Jego bohater, Monsieur Oscar od świtu do zmierzchu wciela się w nie swoje role: jest przemysłowcem, zabójcą, żebrakiem, potworem, członkiem rodziny. Stacza erotyczną walkę w wirtualnym świecie gwiezdnych wojen, uprowadza Evę Mendes, romansuje na dachu wieżowca z Kylie Minogue i do ostatniej minuty nie pozwala nikomu wyznaczyć granicy, dzielącej fikcję od rzeczywistości.
Monsieur Oscar krąży po Paryżu, wykonując „zlecenia”, pojawia się ciągle w nowych miejscach. Raz burzy bieg rzeczy, innym razem sprawia, że wydarzenia toczą się przewidywalnym torem. Towarzyszy mu Céline, kierująca jego limuzyną dyskretna blondynka, która pilnuje, by zadania zostały zrealizowane w określonym kontraktem czasie. Oscar i Céline tworzą parę spiskowców, poruszających się wewnątrz filmowego mechanizmu, napędzanego intertekstualną grą. Film Caraxa wypełniają cytaty - począwszy od niemego serialu Feuillada Fantomas, przez Powiększenie Michelangelo Antonioniego i twórczość Georgesa Franju, do animowanych Aut Pixara. Od wędrówki Leopolda Blooma w Ulissesie Jamesa Joyce’a do Portretu damy Henry’ego Jamesa.
Léos Carax: „To prosty film. Pokazywałem go dzieciom i nie miały problemu z jego zrozumieniem. Facet wsiada do samochodu i jedzie do pracy. A potem do kolejnej. To naprawdę nie jest zbyt skomplikowane. (...) W ogóle nie lubię mówić, a o kinie w szczególności. Nie potrzebuję tego, inni ludzie też nie. Konferencje prasowe, spotkania z publicznością - to wszystko wydaje mi się nierealne. I tak zazwyczaj nie znam odpowiedzi na pytania, które ludzie mi zadają. (...) Tylko kiedy kręcę filmy, czuję, że oddycham. (…)
Z Denisem [Lavantem] spotkaliśmy się po raz pierwszy, gdy mieliśmy po dwadzieścia lat. Nie jesteśmy przyjaciółmi, nigdy nawet nie zjedliśmy razem kolacji. Czuję jednak, że to człowiek, dzięki któremu sięgnę najdalej. Mogę go poprosić o wszystko. Dzisiaj to przekonanie jest jeszcze bardziej uzasadnione niż kiedyś, bo Denis z roku na rok jest coraz lepszym aktorem.” („Gazeta na horyzoncie”)
Léos Carax
Reżyser - obok Jeana-Jacquesa Beineixa i Luca Bessona – jest kojarzony z tzw. cinéma du look, francuskim neobarokiem lat 80. i wczesnych 90. XX wieku, jednym z najciekawszych zjawisk we francuskim i światowym kinie. Na scenie pojawili się wtedy nowi wonder boys: Beineix (Diva, Księżyc w rynsztoku, Betty), Besson (Ostatnia walka, Subway, Wielki błękit) i właśnie Carax (Boy Meets Girl, Zła krew), zrywający z naturalizmem francuskiej kinematografii. Nie zmierzali co prawda do identycznych celów, ale w pełnym sprzeczności, złożonym, otwartym na wizualne realia swojego czasu (wideo, klipy, komiks, reklama, moda) pomyśle na kino okazali się podobni. Charakterystyczna dla nich niedbała elegancja, wyrafinowana brzydota, heterogeniczność stylu uczyniła z dotychczasowych skaz nowy system estetyczny. U twórców francuskiego neobaroku, jak zauważył Raphaël Bassan „można znaleźć , w różnym stopniu, podwójny efekt przyjemności i prawdy. Warto zauważyć, że ci filmowcy są obłudnie atakowani za efekt przyjemności (formalizm zwany chaotycznym), jakiej dostarczają ich filmy. Zwalnia to krytykę od zdrapywania pozorów, ponieważ kryje się tam wizja bardzo (za bardzo) pesymistyczna społeczeństwa lat osiemdziesiątych."
Léos Carax, właściwie Alexandre Oscar Dupont, urodził się w 1960 roku w Suresnes – komunie na przedmieściach Paryża. Jako dwudziestolatek po ukończeniu studiów na VII Paryskim Uniwersytecie i American College w Paryżu realizował krótkometrażowe filmy i współpracował z kultowym magazynem filmowym „Cahiers du Cinéma” pod redakcją Serge’a Daney. Przybrał wtedy artystyczny pseudonim – Léos Carax – anagram, pochodzący od jego dwóch imion. Jego pierwszym opublikowanym krytycznym tekstem była pozytywna recenzja reżyserskiego debiutu Sylvestra Stallone, Paradise Alley (1978), doceniająca rodzaj warsztatowego reżimu, którego Carax zawsze wymagał od kina i filmowców. Niedługo potem nakręcił swoje pierwsze krótkometrażówki: La fille revee (1978) i Strangulation Blues (1980), nagrodzoną Grand Prix dla krótkiego metrażu na Hyères Festival w 1981 roku. Wystąpił jako aktor u Godarda (King Lear) i Philippe’a Garrela (Les ministeres de l’art). Trzy lata zajęła mu realizacja pełnometrażowego debiutu - czarno-białego filmu Boy Meets Girl (1984), inspirowanego niemymi filmami Jeana Cocteau i twórczością Jean-Luca Godarda, z Denisem Lavantem i Mireille Perrier w głównych rolach. Film miał premierę na festiwalu w Cannes, gdzie otrzymał Nagrodę Młodych dla najlepszego filmu francuskiego, a reżyser został obwołany przez krytykę spadkobiercą Nowe Fali. Carax opowiada w nim o młodym mężczyźnie - Alexie, który właśnie rozstał się ze swoją dziewczyną. Z tego powodu popada w depresję. Pewnego dnia poznaje aktorkę, która właśnie porzuciła swojego kochanka. Oboje próbują się odnaleźć w nowej sytuacji i zapomnieć o okrucieństwie codziennego życia. Lavant - Alex zapoczątkował tu z Caraxem istnienie duetu aktora/postaci i reżysera, porównywalnego z najsłynniejszymi, takimi jak: John Ford–John Wayne, Jean-Pierre Léaud - François Truffaut, Lee Kang-Sheng – Tsai Ming-Liang, Emin Toprak - Nuri Bilge Ceylan, Gabino Rodríguez - Nicolás Pereda.
„(…) intryga jest tutaj właściwie pretekstem do cyzelowania w filmowej (zmysłowej) formie sytuacji, zdarzeń, obserwacji, których banalność tylko wnosi do nich poetycki wymiar. Dla Caraxa ten banalny świat jest światem intensywnym i jego żartobliwie ironiczne i wnikliwie współczujące spojrzenie wpisuje się w tę samą perspektywę, co spojrzenie Chantal Akerman czy Jima Jarmuscha. (…) film ten jest bardziej zapisem olśniewających chwil aniżeli opowiadaniem jakiejś anegdoty; próbą zerwania z fabułą i rozpoczęcia od nowa.” - pisał krytyk, Carl-Johan Malmberg.
Skandal przetarł młodemu twórcy drogę w filmowym biznesie, pozwalając mu na realizację następnego dzieła - Złej krwi (1986) z aktorskim kwartetem: Julie Delpy, Juliette Binoche, Michel Piccoli i Denis Lavant. Film otrzymał Nagrodę Alfreda Bauera za innowacyjność oraz Nagrodę Międzynarodowego Stowarzyszenia Kin Artystycznych (CICAE) na MFF w Berlinie w 1987 roku. Potwierdzeniem reżyserskiego talentu Caraxa stały się jego kolejne, wzbudzające emocje filmy: Kochankowie z Pont-Neuf (1991) i Pola X (1999). Po 13 latach milczenia reżyser powraca z Holy Motors, wybuchowym wodewilem z Denisem Lavantem w głównej roli, filmem, który już zyskał miano kultowego.
Léos Carax: „Kiedy kończyłem szkołę, zacząłem grywać w bilard elektryczny i stałem się wręcz nałogowcem. Lubiłem szczególnie jeden automat w pewnej kawiarni. Była tam dziewczyna imieniem Florence, która mi się podobała, ale dopóki chodziłem do szkoły, nie zagadnąłem jej ani razu. Wyobrażałem sobie, że realizacja filmów umożliwi mi kontakt z innym urządzeniem mechanicznym, jakim jest kamera, a także z tą dziewczyną. Zatrudniłem się jako rozlepiacz plakatów i zwędziłem w mojej firmie forsę, za którą kupiłem szesnastomilimetrową kamerę Bolex. Znalazłem faceta, który potrafił ją obsługiwać i poprosiłem innego, żeby zapytał Florence, czy zagra w filmie według mojego scenariusza. W rzeczywistości żadnego scenariusza nie było. Zaczęliśmy od sceny, w której dziewczyna budzi się z koszmaru, naga. Była mocno wystraszona, tak samo zresztą jak ja, więc musiałem znaleźć inną aktorkę. Straciłem serce dla tego projektu i nigdy nie zmontowałem filmu. Ale tak właśnie startowałem – zawsze musiało być mechaniczne urządzenie i dziewczyna.” („Film na Świecie”, nr 2/393)
Filmografia:
1980 Strangulations Blues (kr.m.)
1984 Chłopiec spotyka dziewczynę / Boy Meets Girl
1986 Zła krew / Mauvais sang / Bad Blood
1991 Kochankowie z Pont-Neuf / Les amants du Pont-Neuf / The Lovers on the Bridge
1999 Pola X
2008 Merde (segment Tokyo!)
2012 Holy Motors
Media o filmie:
„Moteur! – tłumaczył we Wrocławiu Carax - na planie filmowym we Francji oznacza: "akcja!". "Holy Motors" to w pewnym sensie imponująca próba złapania owego ruchu, uchwycenia "dziania się" w stanie czystym. Razem z głównym bohaterem przechodzimy z filmu do filmu, z horroru do melodramatu, z rodzinnej psychodramy do komedii. Ale czy "Monsieur Oscar" (Denis Lavant), jak tytułuje go wiekowa szoferka (Edith Scob), jest aktorem, czy może raczej "everymanem", który zmienia przebrania, role, jakby potrafił żyć jedynie życiem niby-własnym? (…) Rację ma Carax, kiedy twierdzi, że jego film jest w gruncie rzeczy prosty i zrozumiały nawet dla dziecka. Szaleństwo tkwi w wyjściowym pomyśle. Realizacja okazuje się jednak - mimo wielu odniesień (nawet do animowanych Aut!) - zdumiewająco klarowna, perfekcyjnie przemyślana, zabawna, ale też w uwodzicielski sposób wzruszająca. (Paweł T. Felis, „Gazeta Wyborcza”)
„Publiczność Leosa Caraxa zanurza się w sen na dwa sposoby. Ulega iluzji jego obrazów, których następstwo bardziej niż logiką rządzi się prawem sennych skojarzeń. Dostępuje w ten sposób zaszczytu (i wielkiej przyjemności) wstępu na teren prywatnej strefy doświadczeń i marzeń artysty. Dla reżysera Złej krwi (1986) kino to repozytorium wyobraźni – osobistej i zbiorowej – które nieustannie zasila i z którego czerpie do woli i wedle własnych potrzeb. Lądują w nim wizerunki, ślady, dźwięki i powidoki wszystkiego, co człowiek (a przed nim i po nim zarazem cała ludzkość) kiedykolwiek miał przed oczami: nade wszystko przed oczami wpatrzonymi w migający ekran.” (Ewa Szponar, „Ekrany”)
„Jednocześnie konkretny w inscenizacji i surrealistyczny w treści, obłąkany wodewil Caraxa jest czymś w rodzaju teatru jednego aktora przepisanego w wielkie filmowe uniwersum z pogranicza eXistenZ i Borata. (…) Lavant jest chodzącą beczką aktorskiego prochu: nie boi się niczego. W Holy Motors jego zmiennokształtność jest kluczem do całego konceptu, a przy tym ani razu nie ulega fetyszyzacji. (…) Hołd dla aktorstwa, a zarazem pełna lęku przepowiednia tryumfu cyfry nad celuloidem (z Michelem Piccolim jako wcieleniem minionej epoki tego ostatniego), Holy Motors jest tyleż nieprzewidywalne, co zdyscyplinowane – mistrzowsko zawieszone między opowiadaniem jednej historii a rozszczepieniem jej na dwanaście wiązek. Do licha; film, który potrafi nawiązać jednocześnie do Pixarowych „Aut” i do niemego dziadka serialu w postaci Feuillada zasługiwałby na uwagę nawet, gdyby nie był – jak ten – majstersztykiem reżyserii, aktorstwa i inscenizacji.” (Michał Oleszczyk, dwutygodnik.com)
„O czym to jest? kontra Fenomenalny pomysł!. Efektowna bzdura kontra Rewelacja!. Po projekcji Holy Motors w kuluarach słyszało się tylko skrajne opinie. Nic w tym dziwnego. To śmiały wizualnie, surrealistyczny film, superprodukcja, o jakiej marzy nowohoryzontowa publiczność; bo dzieło to niejednoznaczne, zmysłowe, niepozostawiające miejsca na obojętność. (…) Brak temu filmowi fabularnej jednolitości, a kończy się wręcz absurdalnie, słowem – krytyka pod hasłem „efektowna bzdura” byłaby nawet zrozumiała, gdyby to wszystko nie było tak pięknie nakręcone i gdyby nie składało się w tak hipnotyczną całość. W Holy Motors trzeba się po prostu zakochać. Sprawdźcie, czy was to czeka, czy dołączycie do grona rozczarowanych.” (Marek Zygmunt, „Krytyka Polityczna”)
„W wielkim stylu przypomniał się Leos Carax, jeden z twórców francuskiego neobaroku – nurtu dominującego nad Sekwaną w latach 80., odchodzącego od intelektualizmu Nowej Fali, stawiającego na obraz i spektakl. Carax nakręcił trzy fundamentalne dla tego nurtu filmy: Chłopiec spotyka dziewczynę (1984), Zła krew (1986) i Kochankowie z Pont-Neuf (1991). Potem jego kariera straciła impet. Najnowszy, Holy Motors, nakręcony wspólnie z występującym we wszystkich trzech filmach reżysera z lat 80. Denisem Lavantem, jest triumfalnym powrotem tego autora do kina. Wbrew zapewnieniom samego reżysera („Nie oglądam już filmów”, „Nie chodzę do kina od lat 80.”) Holy Motors to wielki, nostalgiczny hołd dla X muzy, znikającego medium, o którego przyszłość w cyfrowym świecie Carax wyraźnie się obawia.” (Jakub Majmurek, „Krytyka Polityczna)
„Holy Motors (...) powinien spodobać się także publiczności dużo szerszej niż wrocławska, gdyż całe to wariactwo tworzy układ perfekcyjny pod względem dramaturgii. Kolejne sceny niesamowicie wciągają i pobudzają ciekawość. Ważne jest również to, że mimo całej swojej oryginalności, film dość mocno ociera się o skonwencjonalizowane kino gatunkowe. Każde „wyjście” Oscara ma bowiem swoją odmienną stylistykę – od charakterystycznych dla horroru i kina gangsterskiego po melodramat w czystej postaci. Efekt: solidna dezorientacja widza połączona z czystą przyjemnością oglądania. Mocno ociera się o perfekcję.” (Patrycja Rojek, esensja.pl)
"W postmodernistycznej rzeczywistości Holy Motors wszystko uchodzi na sucho. Można bez obaw zarówno odgryzać ludziom palce, jak i lizać zroszonymi krwią wargami ponętne pachy pięknej modelki, na łożu śmierci wydawać ostatnie tchnienie, by za chwilę uprawiać seks z najbardziej wygimnastykowaną kobietą świata... A wszystko to odbywa się wśród niewyobrażalnej liczby - nie tylko filmowych - nawiązań, cytatów i inspiracji. Gatunki, style oraz motywy przenikają się tu tak mocno, że niemożliwością okazuje się stwierdzenie, co jest autorskim pomysłem, a co sprytnym odwołaniem. Uwznioślanie piękna i epatowanie brzydotą już dawno nie było sobie tak bliskie." (Krystian Zając, interia.pl)
„Geniusz to czy hochsztapler? Carax w swoim pierwszym od trzynastu lat filmie proponuje dwugodzinne posiedzenie w oparach absurdu. Nic dziwnego, że widzowie na festiwalu w Cannes (jak i zresztą na wrocławskich Nowych Horyzontach) pędzili tłumnie do sal i stali w długaśnych kolejkach, aby to zjawisko zobaczyć na własne oczy i przekonać się, czy faktycznie było warto. Trzeba przyznać, że Holy Motors w pełni zasłużyło na otaczający je szum, gdyż jest to kuriozum rzadko spotykane; surrealistyczny eksperyment Caraxa nie przekona jednak do siebie wszystkich chętnych, bowiem odbiór dzieła może okazać się nieco ciężkostrawny dla tych z nas spragnionych klarownej fabuły i żelaznej logiki.” (Bartosz Czartoryski, film.onet.pl)
„Choć wyjaśnienie tego absurdalnego filmu po seansie może być fajną, acz lekko zwodniczą, zabawą, błyskotka Caraxa nie troszczy się specjalnie o swój intelektualny wymiar. Proponuje zanurzenie w surrealistyczny świat, zmysłowe, estetyczne przeżycie. Namawia do poddania się barokowemu chaosowi na ekranie, bez uporczywego dzielenia światów na ten pozornie rzeczywisty i ten kompletnie irracjonalny, skrajnie piękny i obleśnie brzydki, elegancki i nonszalancki. Mimochodem, wychodzi z tego wielki hołd dla aktorskich umiejętności Lavanta. On, niczym kameleon, przeobraża się z roli w rolę, podczas, gdy Carax goni za jego przemianami, płynnie przechodzi z konwencji w konwencję. Jeśli szukać w kinie ostatnich lat podobnego szaleńca czerpiącego pełnymi garściami z cudu niedopasowania, to chyba zdarzył się tylko jeden: Baz Luhrman i jego Moulin Rouge. Carax w podobnie zuchwały, wybujały, fotogeniczny, rytmiczny, frenetyczny, dynamiczny i energiczny sposób wodzi widza za nos.” (Urszula Lipińska, stopklatka.pl)
"W rzeczywistości, gdy odrzuci się i zdezawuuje interpretacje związane z kinem, które wydają się tak oczywiste, Holy Motors stają się może nawet bardziej intrygujące jako porywający sen o doświadczeniu czegoś więcej niż pełni jednego ludzkiego życia. O zanurzeniu się w bezmiarze możliwości, możliwości w każdym stylu i smaku, od Bergmana, poprzez Wachowskich, Loacha i Cronenberga aż do Buñuela (ostatecznie jest to jednak sen reżysera filmowego). Bez konsekwencji, bo nawet śmierć jest tutaj czymś umownym i opcjonalnym, ale i bez głębi, bo nawet najlepszy aktor Metody nie będzie sobie zawracał głowy tym, by jego postać była kompletna jako człowiek. Pan Oskar jest każdym i Pan Oskar jest nikim - taka jest bowiem cena za nieograniczoną autokreację.
Ta pokusa, to łaskotanie, by choć na moment wyrzec się swojej tożsamości i wydać się napotkanej osobie kimś innym - każdy zapewne kiedyś tego doświadczył, choćby we śnie. To początek drogi, której końcem jest rozpłynięcie się w wielości czyli w nicości, w powodzi własnych symulakrów. Po cóż właściwie poświęcać czas na mozolne dojrzewanie i kształtowanie swej tożsamości? Po co korzystać z szansy na stworzenie jednego, pełnego dzieła sztuki - swego życia - i ryzykować, że w chwili śmierci przeleci nam przed oczyma film klasy B?" (Agata Malinowska, filmaster.pl)
Forum Nowe Horyzonty o filmie:
„Zdecydowanie hit festiwalu. Erupcja niesamowitej wyobraźni pana Caraxa (o którą bym go nie podejrzewał). Bohater zmienia wcielenia, reżyser zmienia gatunki, film zmierza do przodu płynnie jak limuzyna pana Oscara. Rewelacja.” (vifon00)
„Uwielbiam filmy nakręcone z widoczną na pierwszy rzut oka pasją. Uwielbiam filmy, których twórcy mają bogatą wyobraźnię. Uwielbiam też filmy o kinie, pełne subtelnych nawiązań, wyrażające miłość do uprawianej sztuki i jej mistrzów. Wszystko to oferuje Holy Motors, wg. mnie najlepszy film tej edycji NH. W pierwszej scenie Leos Carax zaprasza nas do swojego świata i przez następne ponad półtorej godziny dzieli się z nami swoimi inspiracjami, tym, co najbardziej zapadło mu w pamięć z filmów obejrzanych być może w dzieciństwie, a być może na 10 dni przed rozpoczęciem zdjęć (…). Jednak to nie wszystko - z czasem z pretekstowej fabułki wyłania się opowieść, będąca z jednej strony hołdem (ostatnia piosenka), z drugiej - zobrazowaniem trudów zawodu aktora i szerzej - relacji między grą pozorów a rzeczywistością, niebezpieczeństw związanych z ciągłym udawaniem i ulotnością sławy. (…) Zabawne, pomysłowe, a przy tym nie jednowymiarowe. Boskie. (Mrozikos667)
„Film pozostawił we mnie takie wrażenie, że nie potrafię go wyartykułować. Najbardziej oddziałuje na podświadomość, czego dowodem w moim przypadku jest fakt, że tej samej nocy, po projekcji przyśnił mi się jeden z avatarów Oskara - ta szalona kreatura-kreator mody w zielonej marynarce. Gonił mnie we śnie. (…) Holy Motors jest świetnym filmem rozrywkowym, bo sprzyja interpretacjom, których może być bez liku.” (Kinooki)