Beyond the Hills / Dupǎ dealuri
Rumunia, Francja, Belgia 2012 / 150 min.
reżyseria: Cristian Mungiu
scenariusz: Cristian Mungiu na podstawie książki Tatiany Niculescu Bran
zdjęcia: Oleg Mutu
montaż: Mircea Olteanu
występują: Cosmina Stratan, Cristina Flutur, Valeriu Andriuţǎ, Dana Tapalagǎ
nagrody: MFF w Cannes 2012 – najlepszy scenariusz i aktorki, Mar del Plata Film Festival 2012 – najlepszy film
dystrybucja: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty
premiera: 1 marca 2013
Cristian Mungiu w charakterystycznym dla siebie naturalistycznym stylu przygląda się współczesnej rumuńskiej prowincji. Opowiada historię dwóch młodych dziewczyn Aliny i Voichity, które wychowały się razem w sierocińcu, a teraz spotykają się po kilku latach niewidzenia. Voichita postanawia zostać zakonnicą w niewielkim prawosławnym klasztorze, by osiągnąć upragniony spokój. Alina chce wyrwać ją ze skostniałego wiejskiego środowiska i zabrać ze sobą do Niemiec, gdzie pracuje jako kelnerka na promie. Jej determinacja, podsycana dawną miłością do przyjaciółki i rodzącą się na nowo namiętnością, przechodzi w szaleństwo, przez mieszkańców klasztoru uznane za opętanie. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy irracjonalne zachowanie dziewczyny wynika z podszeptów szatana, desperackich prób ratowania złamanego serca, czy z rozpaczliwego buntu wobec niesprawiedliwości świata.
Inspiracją dla scenariusza filmu były oparte na faktach książki dziennikarki BBC World w Bukareszcie, Tatiany Niculescu Bran. Spovedanie la Tanacu (Deadly Confession) to opis głośnego „przypadku Tanacu” z 2005 roku – historia młodej zakonnicy, która zmarła na skutek egzorcyzmów, jakim została poddana przez wiejskiego księdza i cztery zakonnice. W Cartea Judecătorilor (The Book of the Judges), podążająca za tematem, Bran opowiada o procesie księdza, przeprowadzającego egzorcyzmy w 2007 roku.
Niezapomniane kreacje aktorskie stworzyły w Za wzgórzami nagrodzone w Cannes, filmowe debiutantki: Cristina Flutur (Alina) jest aktorką Teatru Narodowego „Radu Stanca” w Sibiu, Cosmina Stratan (Voichita) - telewizyjną reporterką i dziennikarką, piszącą m.in. dla „Opinia Studențească”, gdzie 15 lat wcześniej swój pierwszy tekst opublikował Cristian Mungiu. W postać księdza wcielił się Valeriu Andriuță, aktor i reżyser teatralny i filmowy, od lat współpracujący z Mungiu, wystąpił w jego krótkich metrażach i w pełnometrażowym debiucie Zachód (2002). Matkę Przełożoną zagrała Dana Tapalagǎ, aktorka teatralna o charakterystycznym, rozpoznawalnym głosie, który wykorzystuje także w dubbingu i reklamie.
Cristian Mungiu:
„Dla mnie ten film opowiada przede wszystkim o miłości i wolnej woli. O tym, jak namiętność może obrócić dobro i zło w koncepty bardzo sobie bliskie. Największe błędy tego świata popełniono w imię wiary i z absolutnym przekonaniem, że czynimy dobrze.” (MFF Cannes)
„Historia wydawała mi się zbyt sensacyjna, za bardzo melodramatyczna. Rok temu wypuszczono z więzienia ostatnią zakonnicę oskarżoną o współudział w egzorcyzmach. Wyrok odsiaduje już tylko ojciec zakonnik, były pracownik elektrowni, któremu niegdyś objawił się anioł. Po rozmowie z Tatianą Niculescu Bran, dziennikarką BBC, która opisała w dwóch książkach okoliczności zabójstwa, zajrzałem do Internetu, żeby sprawdzić reakcje ludzi. Odkryłem, że ta tragedia nadal budzi ekstremalne emocje i dzieli społeczeństwo. Ateiści ostrzegali, do czego może doprowadzić nietolerancja i zabobon. Wierzący obwiniali instytucje państwowe, że nie zapobiegły nieszczęściu. To mi uświadomiło, że rzecz nie sprowadza się tylko do afery kryminalnej, lecz dotyczy sfery wartości. A najlepszym sposobem, by o tym opowiedzieć, jest perspektywa miłości łączącej obie bohaterki, które próbują coś z nią zrobić. (…)
Tak jak autorka książek starałem się nie osądzać osób zamieszanych w egzorcyzmy. Nie piętnować, chociaż poczucie winy jest, oczywiście, jednym z głównych tematów. W filmie wszyscy popełniają błędy. Lecz wina, ta oficjalna, rodzi się z potrzeby znalezienia kozła ofiarnego. Jest narzucana urzędowo. Przeor i zakonnice ponoszą odpowiedzialność za zamęczenie bohaterki. Ale pytania: dlaczego to było możliwe, jakie tu zadziałały mechanizmy, wymagają szerszego kontekstu. Przyjrzenia się z bliska życiu małej, biednej, zacofanej osady w rumuńskiej części Mołdawii. Tych ukrytych, może najważniejszych sprawców nie ujrzymy nigdy. (…)
Pokazuję, jak 50 lat komunistycznego totalitaryzmu przełożyło się na rozchwianie wartości i zanik elementarnego poczucia moralności. Jeśli naprawdę chce się zrozumieć przyczyny tragedii, trzeba spojrzeć głębiej. Wyciągnąć wnioski z tego, że dzieciństwo bohaterek przebiegało w sierocińcu, że nie otrzymały żadnego wykształcenia, że krewni się ich wyrzekli, a ojciec jednej z dziewczyn popełnił samobójstwo. Wszystko to razem, łącznie z wszechobecną biurokracją, skutkuje aksjologicznym chaosem.” („Polityka”)
„(…) najważniejszą rolę w mojej twórczości odgrywa realizm. Próbuję szanować rzeczywistość i istniejące zasady życia. Chcę przekonać, że tak właśnie było i że wszystko dookoła odpowiada danej historii. Pilnuję się, żeby nie wypłynąć za daleko i nie przedramatyzować albo dodać coś spektakularnego. Nietrudno wywołać płacz u widza, jeśli podstawisz pod odpowiednią scenę wzruszającą ścieżkę muzyczną i zrobisz odpowiednie zbliżenie. Sztuka polega na tym, by doprowadzić go do takiego stanu nie używając tych środków. Chciałem udowodnić, że można zrobić film, który poruszy, chociaż bazuje na technice arthouse’owej, a nie na starych, prostych chwytach od lat wykorzystywanych przez kino. Trudno dziś znaleźć filmy, których spektakularność wynikałaby ze zwyczajnych, najbliższych codzienności historii. W życiu pewne rzeczy pozostają nierozwiązane. Musisz się z nimi przespać, żeby móc stawić im czoła. Nasz każdy dzień to chaos różnych małych spraw. Dlatego nie uważam, że kino powinno skupiać się na istotnych, globalnych problemach. Te i tak się ujawniają, kiedy opowiadasz o zwykłych ludziach. Wierzę, że na widzach większe wrażenie robi prostota, bo wyczuwają twoją szczerość wobec nich i historii.” (onet.pl)
Cristian Mungiu
Urodził się w 1968 roku w Iaşi w Rumunii. Skończył studia z literatury angielskiej oraz reżyserii. Pracował jako nauczyciel, dziennikarz i asystent na planach zagranicznych filmów kręconych w Rumunii. W 1998 roku zrealizował kilka filmów krótkometrażowych. Jego debiut fabularny, Zachód miał premierę na festiwalu w Cannes w 2002 roku, a następnie był pokazywany na ponad 50 festiwalach na całym świecie. Komediowy Zachód składa się z trzech części, połączonych tymi samymi bohaterami i powtarzanymi sytuacjami, pokazywanymi z różnych punktów widzenia. Niedopowiedzenia, zmiany nastroju, nasycone absurdem obserwacje rzeczywistości składają się na formalną grę, chwilami przypominającą pastisz komedii romantycznej.
W 2007 roku 39-letni Mungiu zdobywa Złotą Palmę w Cannes za 4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni, które kilka miesięcy później otworzyły 7. MFF Nowe Horyzonty we Wrocławiu. Nagle okazuje się, że takich twórców jak Mungiu: wrażliwych, utalentowanych, gruntownie wykształconych, doskonale rozumiejących język współczesnej sztuki, pracuje w Rumunii wielu. Corneliu Parumboiu, Florin Serban, Bogdan George Apetri, Cristi Puiu, Cristian Nemescu, Adrian Sitaru zbierają nagrody na międzynarodowych festiwalach. Rumuńska nowa fala z impetem wchodzi na światowe salony. „Moje pokolenie nie odkryło Ameryki - mówił Mungiu - po prostu zrozumieliśmy, że trzeba wrócić do opowiadania historii. Nie robić przypisów do dawnych czasów. Chociaż to fakt, że nie zrozumieliśmy tego od razu. Pierwszy raz byliśmy w Cannes w 2001 roku - 12 lat po zmianach systemowych. Dopiero wtedy cały nasz bagaż historyczny ułożył nam się w pewien obraz i mogliśmy zacząć robić filmy w swoim imieniu, nie w imieniu naszej przeszłości” (dziennik.pl). „Nasze filmy stylistycznie dość się od siebie różnią. Lubimy jednak opowiadać w bardzo osobisty sposób i to je do siebie zbliża. Odsłaniamy w nich fragmenty naszych życiorysów. Nie posługujemy się kłamstwem. Aby uwiarygodnić narrację, stosujemy długie ujęcia, mało dynamiczny montaż i bardzo oszczędnie podkładamy muzykę. Często w ogóle jej nie ma. Wszyscy jesteśmy też własnymi producentami, bo to nam zapewnia artystyczną wolność.” („Polityka”)
Drugi film Mungiu 4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni opowiada o dwóch przyjaciółkach, studentkach z Bukaresztu, z których jedna zachodzi w niechcianą ciążę, druga próbuje jej pomóc i załatwia nielegalną aborcję. Jest rok 1987, w tym czasie w Rumunii obowiązuje paragraf 770, zakazujący aborcji. „Nie chciałem zrobić filmu o aborcji ani o komunizmie – tłumaczył Mungiu. Myślę, że ten film mówi o czymś więcej. Aborcja to dobry przykład wpływu, jaki wywierały na nas propaganda i edukacja, nawet jeśli wówczas nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy. Aż do 1966 roku aborcja była w Rumunii dozwolona, a potem weszło nowe prawo - Ceaucescu wydał słynną ustawę zakazującą aborcji, aby rodziły się liczne rzesze ludzi, którzy realizowaliby oczekiwania komunistycznego świata. Kobiety nie były na to przygotowane i w ten sposób na świat przyszło mnóstwo dzieci. Ja również urodziłem się w ten sposób, dlatego uważałem, że ten film może okazać się ważny... Z powodu presji reżimu, kobiety i rodziny były tak zajęte problemem, jak nie dać się złapać na nielegalnej aborcji, że nie poświęcały ani chwili na rozważenie moralnej strony tego zagadnienia...”
Film, przybliżający czasy komunizmu, przede wszystkim skupia się na ludziach. Kontekst historyczny jest tu znaczący, ale stanowi tło dla pokazania zmagań dwóch młodych kobiet z rzeczywistością, własnymi emocjami i moralnością. W karkołomnym - wydawałoby się - połączeniu filmu dokumentalnego i thrillera reżyser przekazał prawdę o doświadczeniach i uczuciach w świecie, odmawiającym prawa do szczerości i ludzkich odruchów. Długie ujęcia pozwalają dojrzeć i wybrzmieć narastającym emocjom.
W Opowieściach Złotego Wieku, do których scenariusz napisał Mungiu, a wyreżyserowali je oprócz niego: Hanno Höfer, debiutant Razvan Marculescu, autor krótkometrażówek Constantin Popescu czy doświadczona montażystka i początkująca reżyserka Ioana Uricaru, ponownie odtworzył atmosferę Rumunii lat 80. Dla Rumunów, żyjących pod dyktaturą Nicolae Ceausescu, humor był zdecydowanie jedną z nielicznych metod samoobrony. Ironiczny dystans do rzeczywistości wydawał się warunkiem przetrwania. Za podstawę scenariusza posłużyły kultowe miejskie legendy, m.in. o sprzedawcach powietrza, partyjnym fotografie czy chciwym policjancie. Film miał premierę w Cannes w 2009 roku, był pokazywany na festiwalach w Rotterdamie, Londynie, Toronto, w Polsce - na Warszawskim Festiwalu Filmowym.
Za wzgórzami jest czwartym pełnometrażowym filmem Cristiana Mungiu.
Wybrana filmografia:
2000 Nici o întâmplare (kr.m.)
2002 Zachód / Occident / West
2007 4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni / 4 luni, 3 saptamini si 2 zile / 4 Months, 3 Weeks and 2 Days
2009 Opowieści Złotego Wieku / Amintiri din epoca de aur / Tales from the Golden Age
2012 Za wzgórzami / Dupǎ dealuri / Beyond the Hills
Media o filmie:
„Mam poczucie, że wiele z tegorocznych filmów znajduje się w pierwszej linii sztuki. To nie filmy „na temat” - one atakują problemy, na które nie mamy odpowiedzi. Takim filmem jest rumuńskie Za wzgórzami Cristiana Mungiu, przed pięciu laty zdobywcy Złotej Palmy za 4 miesiące, 3 tygodnie, 2 dni. (...)
Oglądając ten film, obawiałem się demaskowania pobożności jako obłudy. Ale Mungiu nie robi kolejnego filmu o skandalach życia klasztornego. Widz zostaje wpuszczony w sam środek mentalnego chaosu. W tym rumuńskim klasztorze za górami rozgrywa się współczesna tragedia. Zderzają się ze sobą niekompatybilne światopoglądy. Młodziutka postulantka nie jest w stanie zaprotestować przeciwko krzywdzie swojej przyjaciółki, bo musiałaby zakwestionować autorytet wiary, która ją ratuje. Nie umie pogodzić miłości do Boga (takiej, jakiej ją nauczono) i do Aliny. Obie okazują się dla niej niszczące. Śmiałością Mungiu jest bezceremonialne wkroczenie na teren religii, wywołanie pytań.” (Tadeusz Sobolewski, „Gazeta Wyborcza”)
„Kolejny przykład siły i oryginalności współczesnego kina rumuńskiego. Dramatyczna opowieść o miłości i opętaniu, umiejscowiona w odciętym od świata klasztorze. Najmocniejsze sceny filmu to te, w których klasztorna rzeczywistość konfrontuje się ze światem zewnętrznym.” (Przemysław Gulda, „Co jest grane”)
„(…) „system” jest jednym z kluczy do jego filmu. Podobnie jak w swoim arcydziele sprzed pięciu lat, reżyser pokazuje starcie jednostki ze strukturami władzy – wtedy komunistycznej, tym razem kościelnej. Ukazuje je jako zderzenie nieprzystawalnych języków, kategoryzujących świat pojęć, poza które nie ma ucieczki. Alina wyrzuca Voichicie, że ta „nie potrafi już normalnie mówić”, a lekarze z miasteczka odgradzają się do mnichów retoryką racjonalizmu. Alina zna pojęcie „miłości do Boga”, lecz wydaje się uważać, że instynktownie, to jest prawdziwie, kocha się tylko drugiego człowieka. Takich wątków jest w filmie więcej. Z każdego płynie podobny wniosek: język Aliny nie jest wystarczający, by zakwestionować przekonania Voichity. I vice versa. Zaś gdyby nie interwencja władz klasztoru, skazane byłyby na ten bezowocny dialog aż do samej śmierci.” (Michał Walkiewicz, filmweb.pl)
„Za wzgórzami podejmuje dialog ze słynnym filmem Śmierć pana Lazarescu Cristiego Puiu, pokazując szpital jako serce rumuńskiej znieczulicy, umieralnię, w której pracują ludzie niezdolni do wzięcia na siebie odpowiedzialności, instytucję przeżartą korupcją. W Rumunii służba zdrowia jest bezpłatna, co w praktyce oznacza, że w kopercie zostawionej na biurku lekarza musi być co najmniej 100 lei. Bezpłatny zastrzyk kosztuje 5 lei, ale jest bolesny, bo pielęgniarce się spieszy; bezpłatny zastrzyk bezbolesny kosztuje 10 lei. Kobieta, która daje łapówkę za poród, dostaje po porodzie torebkę z lodem; ta, która łapówki nie dała, słyszy: „Pani lodu nie potrzebuje”.
W filmie Za wzgórzami pada pytanie: kto jest winy temu, co się stało? Ale reżyser zdaje się pytać: kto jest winy temu, w jakim społeczeństwie żyjemy? I odpowiada: winni są wszyscy. Czyli nikt nie jest winny.
(…) U Mungiu piekło jest ziemskie i realne: piekłem jest rodzina, sierociniec, rodzina zastępcza, szpital. Tylko w zakonie los samotnej dziewczyny kogoś interesuje, ale w tym przypadku dobre chęci zakonnic brukują Alinie piekło. Za wzgórzami to jeden z tych filmów, które oglądałam struchlała, choć nie jest on tak intymny jak 4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni, nie ma takiej siły rażenia. Tym razem Mungiu przygląda się swoim bohaterkom z oddalenia, bez zbliżeń, pokazując przede wszystkim społeczne tło, wnętrza, plenery, przedmioty – to bardziej przypowieść o społeczeństwie niż historia prywatnego horroru.” (Małgorzata Rejmer, „Zwierciadło”)
„Uważna i powolna kamera Olega Mutu rejestruje najdrobniejsze szczegóły, bo każdy z nich jest ważny. Surowym warunkom życia w klasztorze, pozbawionym bieżącej wody i prądu, towarzyszy archaiczna religijność, skupiona na lęku przed grzechem i przekroczeniem licznych zakazów. Pochodzące jeszcze ze starotestamentowej tradycji przepisy dotyczące nieczystości nie znajdują potwierdzenia w teologii prawosławnej, a jednak mniszki wierzą na przykład, że nie wolno im przystępować do sakramentów podczas miesiączki. Dodatkowo pop ma problem z biskupem, który nie chce konsekrować kościoła, a duchowny widzi go w marzeniach jako ośrodek promieniującego wiarą i cudami prawosławia. (…) Mungiu stara się być sprawiedliwy, jego opowieść nie staje się krucjatą świeckości przeciwko światu zakonnemu czy rozumu przeciw zabobonom, choć czasem widz może być bliski takich wniosków. Kościół prawosławny jest dla twórcy jedną z instytucji życia społecznego, które – obok służby zdrowia i opieki społecznej – zawodzą. Szpital nie potrafi wyleczyć, kościół – udzielić duchowego wsparcia, a sierociniec ani rodzina zastępcza – zapewnić opieki.” (Katarzyna Skorupska, portalfilmowy.pl)
„W pewnym sensie Za wzgórzami przypomina Brokeback Mountain - opowiada o wielkiej miłości, która nie może się spełnić przez strach, obawę przed ocenami. Alina i Voichita to kochankowie niczym wyjęci z Casablanki. Alina jak Rick walczy o ukochaną, którą tu powstrzymuje przed oddaniem się miłości nie zobowiązanie wobec innego mężczyzny, ale wobec Boga.
Jak w poprzednim filmie Mungiu, dramat na pierwszym planie jest tylko przyczynkiem do pokazania szerszego kontekstu: społeczeństwa, które zdaje się być kompletnie sparaliżowane. Właściwie każda instytucja, z którą się tu zderzamy, jest karykaturą samej siebie. Lekarze nie mają pojęcia, jak leczyć, rodzice zastępczy nie biorą dzieci na wychowanie, ale do pomocy w codziennych obowiązkach, w sierocińcu dochodzi do gwałtów. Jednocześnie Mungiu udaje się pokazać te wszystkie patologie, nie dramatyzując ich. Nie próbuje wywołać sensacji, wzbudzić skandalu. Ludzie z filmu Mungiu nie są źli, ani dobrzy. Są biedni. Bieda korumpuje, dewastuje. Bieda i prostota, która w XXI wieku prowadzi do scen rodem z Antka Bolesława Prusa.” (Karolina Pasternak, stopklatka.pl)
„Kinematografia rumuńska dając światu Cristiana Mungiu podzieliła się prawdziwym skarbem. Autor 4 miesięcy, 3 tygodni i 2 dni w nowym filmie potwierdza, że w rozdawaniu moralnych kopniaków nie ma sobie równych. (…) Przez dwie i pół godziny nie mówi niczego wprost. W oziębłych kadrach każe widzowi rozstrzygnąć w swojej głowie czy ataki szału i nienaturalny stan Aliny to faktycznie opętanie przez złego ducha, czy tylko depresyjny efekt odrzuconego uczucia. (…) W przeplatanej umiejętnie wątpliwościami i drobnymi gestami, precyzyjnej fabule bardzo łatwo zgubić właściwą drogę. Bowiem do samego końca nie wierzymy, że jej prawidłowy bieg to poskręcana moralnie rzeczywistość, gdzie szczera pomoc kończy się zbrodnią, a jej brak to akt miłosierdzia.” (Kamil Witek, esensja.pl)
„Seans rymuje mi się z ubiegłoroczną podróżą do Bukaresztu, po którym oprowadzał nas mieszkający tam Tomek Ogiński. Pokazywał nam, jak przenika się życie religijne i świeckie. W cerkwiach można było spotkać duchownych, rozmodlone staruszki i młode dziewczyny w minispódniczkach, poprawiające makijaż i plotkujące z koleżankami. Mungiu też pokazuje takie przenikanie, przyjmując jednak inną perspektywę - małego klasztoru na odludziu, do którego przyjeżdża Alina, żeby zabrać stamtąd swoją przyjaciółkę z sierocińca. Nerwowy atak, jaki przechodzi, jest interpretowany jako opętanie nie tylko przez mieszkańców klasztoru - także lekarze i pielęgniarki z pobliskiego szpitala uważają, że dziewczynie pomoże raczej modlitwa niż medycyna. Oglądam ten film z zazdrością, mając w pamięci choćby naszą Faustynę. Tęsknię za polskim filmem, który dotykając tematu religii, dorówna rangą Za wzgórzami, w którym nic nie będzie tak oczywiste i jednowymiarowe.” (Magda Piekarska, „Gazeta Wyborcza Wrocław”)
„Fenomen żywotności rumuńskiej nowej fali nie polega na osławionej bałkańskiej egzotyce. Folkloru, bajek, magii, ludowości w niej nie znajdziemy. Historycznych rozliczeń, odwołań do czasów okupacji albo jeszcze dawniejszych - zresztą też już nie. Współtworzą ją filmy na wskroś współczesne, rozgrywające się na ogół poza dużymi skupiskami miejskimi i stolicą, gdzieś na zapadłej prowincji, w środowiskach drobnych przedsiębiorców lub przestępców: sutenerów, złodziei, lokalnych mafiosów, prostytutek, zabójców. Są absolutnie pozbawione moralnego wartościowania, swobodę oceny pozostawiają widzowi.
Zaskakuje w tych filmach silne, organiczne połączenie codzienności i filozofii. Surowej, paradokumentalnej materii codziennego życia, obserwacji zwykłych czynności, wsłuchiwania się w nużące, pozbawione wyraźnego nerwu rozmowy z niewidoczną na pierwszy rzut oka, lecz głęboką refleksją egzystencjalną. To połączenie pojawia się w sposób naturalny, niewymuszony, bez wskazywania palcem, bez żadnych dodatkowych metafor, sprytnie ukrytych symboli, inteligentnych, odautorskich podpowiedzi, obrazowych gier.
W dążeniu do uchwycenia nagiej, odartej z masek i jakiegokolwiek komentarza rzeczywistości kryje się największy sekret oryginalności Rumunów. Udało im się nie tylko skutecznie odreagować i odciąć od wstydliwej, kompromitującej spuścizny kłamstw, politycznych manipulacji, odwracania znaczeń w znienawidzonej propagandzie poprzedniego ustroju i wszechobecnej, dezorientującej reklamy. Ale też dzięki eksperymentalnej estetyce, nowatorskiej formie, patrząc w zaskakująco świeży, autentyczny sposób na codzienność, dotrzeć do tego, co pod nią najgłębiej ukryte - do intymnej prawdy o człowieku zagubionym, niepotrafiącym sprostać stawianym sobie wymaganiom, cierpiącym z powodu niegodziwości innych.” (Janusz Wróblewski, „Polityka”)
Forum Nowe Horyzonty o filmie:
„Świetne kino rumuńskie! Można powiedzieć - jak zawsze! Śmierć pana Lazarescu, 4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni, Wtorek, po świętach - wszystko w tym samym klimacie. Bez ozdobników, bez upiększeń, bez moralizatorstwa. Tylko mocne, statyczne zbliżenia, długie "dokumentalne" ujęcia - praktycznie przy zerowym szwenkowaniu. Ach, gdyby tak w Polsce kręcono filmy. Gdyby taka Barbara Sass zrobiła w tym stylu W imieniu diabła, wyszłoby jej arcydzieło.
Świetnym komentarzem do pokazanych wydarzeń była grupa dzieciaków przechodząca przez ulicę w ostatniej scenie. Czy one również podzielą los naszych bohaterek? Czy również zostaną wykorzystane przez innych i porzucone, gdy będą potrzebować pomocy? Czy zdobędą odpowiednie wykształcenie, pracę, zawód, aby nie być na łasce i nie łasce innych (zakonu, przybranych rodziców itd.)?” (miecznik)
„Mocne ujęcia i grubą kreską rysowana linia dramaturgiczna.” (tangerine)
„Numer 1 tej edycji. O miłości, walce Aliny o Voichitę z Bogiem. Członkowie zakonu - skrytego za wzgórzami, odsuniętego od świata, zwłaszcza zachodniego, przepełnionego wszelakim złem - mający wręcz nakaz zachowywania się spokojnie, w obliczu pragnienia Aliny, ze strachu o swój porządek, system, siebie, dokonują zabójstwa. Nawet nie dostrzegając zła, przepełnieni przeświadczeniem o słuszności, gdyż wiara nie uznaje wątpliwości. (…) Ale Alina też ich nie ma, jej uczucie również jest przepełnione krwią. Stać ją na krzyż. A przecież jest tylko jeden.” (mp)