Francja 2013, 95'
reżyseria: Bruno Dumont
scenariusz: Bruno Dumont
zdjęcia: Guillaume Deffontaines
montaż: Basile Belkhiri, Bruno Dumont
obsada: Juliette Binoche, Jean-Luc Vincent, Robert Leroy, Emmanuel Kauffman, Marion Keller, Armelle Leroy-Rolland
producent: Rachid Bouchareb, Jean Bréhat, Muriel Merlin
produkcja: 3B Productions, Arte France Cinéma, C.R.R.A.V. Nord Pas de Calais, Canal+, Region PACA
nagrody: MFF w Stambule 2013 - nagroda FIPRESCI, Tallinn Black Nights Film Festival 2013 - najlepsza aktorka
dystrybucja: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty
w kinach od 25 kwietnia 2014
Akcja filmu rozpoczyna się w 1915 roku. Wysłana przez rodzinę do ośrodka dla obłąkanych na południu Francji, rzeźbiarka Camille Claudel (Juliette Binoche) czeka na odwiedziny swojego brata, Paula. Opuszczona przez najbliższych, dręczona obsesjami, miota się między paranoją a apatią. Bruno Dumont, bohater retrospektywy 11. NH pokazuje, jak wokół bohaterki wznoszą się kolejne mury. Otaczają ją zimne ściany szpitala i pozbawieni władzy nad swoim życiem pensjonariusze. Jej zmysły wykrzywia nadwrażliwość, sprzeciw wobec losu, skazującego odmienne jednostki na zamknięcie. Smutkiem przejmuje obojętność ukochanego brata Camille, poety, zachwyconego dobrocią i mądrością Boga, a nie potrafiącego dostrzec cierpienia siostry. Claudel spędziła w ośrodku następne 30 lat życia, definitywnie zrywając ze sztuką.
Camille Claudel urodziła się w 1864 roku w Aisne na północy Francji. Była rzeźbiarką, starszą siostrą pisarza Paula Claudela, dzieliła ich różnica 4 lat, była pierwszą studentką Auguste’a Rodina i jego kochanką przez 15 lat, opuściła go w 1895 roku. W 1913 po śmierci ojca, spędziwszy 10 lat w swojej paryskiej pracowni, żyjąc jak pustelniczka, została umieszczona przez rodzinę w ośrodku Montdevergues w Vaucluse i przebywała tam aż do swojej śmierci w 1943 roku. Miała 79 lat. Jej ciało zostało pochowane we wspólnym grobie. Paul Claudel zmarł w 1955 roku. Scenariusz filmu został oparty na listach Camille i Paula oraz na notatkach medycznych.
Bruno Dumont: „Film ma swoje początki w telefonicznej wiadomości, jaką zostawiła mi Juliette Binoche. Kręciłem wtedy Poza szatanem. Dostałem długą wiadomość od Juliette, nigdy wcześniej jej nie spotkałem, mówiła, że chce ze mną pracować. Odczułem jej determinację. Po jakimś czasie zadałem sobie pytanie: co mogę z nią zrobić? Jestem bardzo szczęśliwy, kiedy mam okazję pracować z aktorami, ale zazwyczaj nie jestem pewien, co z nimi robić… Na szczęście czytałem akurat książkę o życiu Camille Claudel w zamknięciu, okazało się, że Juliette i Camille wtedy są w tym samym wieku. To jest to! Podobał mi się fakt, że nic nie wiemy o życiu Claudel podczas choroby, z tego okresu pozostały jedynie medyczne notatki. Przemówiła do mnie wizja tworzenia scenariusza z niczego. Robię film o osobie, która niczym się nie zajmuje i to mnie przekonuje – kinematograficznie. Uważam, że to wyjątkowo interesujące – robić film o połączonych: chorobie i bezczynności. Potem przyszedł pomysł, żeby opowiedzieć o trzech dniach z życia Camille Claudel. Nie trzeba opowiadać czyjegoś życia w całości, można opowiedzieć o nim całą prawdę w ciągu kilku sekund.
Miałem też pomysł, żeby nakręcić realnych ludzi, cierpiących z powodu chorób psychicznych. Musieliśmy znaleźć szpital, którego lekarze zgodzą się na uczestnictwo pacjentów w kręceniu filmu. Nigdy nie myślałem o tym filmie inaczej. Kiedy poznałem personel medyczny szpitala, bardzo uważnie przysłuchiwałem się temu, co mówi. Zaakceptowałem wiele rzeczy, które należą do realnego świata tych kobiet. Nie chciałem nimi manipulować, niczego zmieniać. To był bardzo dobry pomysł, żeby pielęgniarki zagrały siostry miłosierdzia.
Nie byliśmy przeszkoleni w dziedzinie medycyny, dlatego codzienne rozmowy z personelem szpitala i jego obecność podczas zdjęć była wspaniała. W tym samym czasie, kiedy nam pomagali, mieli swoje własne zadania i cele – umieszczali pacjentów w przestrzeni, podtrzymywali ich, popychali. Moim zadaniem było zintegrować tych wszystkich ludzi, umieścić ich w filmie. Celine, Alexandra, Rachel w rezultacie stały się jego bohaterkami. Jessica jest Jessicą, nie dawałem jej żadnych wskazówek. Nie musiałem jej reżyserować. Kiedy filmowałem Rachel, kiedy filmowałem Jessicę, albo Christiane nie miałem nic do roboty, po prostu ustawiałem kamerę. Nie ma w tym żadnego triku, one dają mi coś niewyobrażalnego, coś, co byłoby niemożliwe do osiągnięcia dla jakiegokolwiek profesjonalnego aktora, coś, co jest mi potrzebne, by oddać charakter otoczenia, w którym Camille Claudel musi odnaleźć siebie, o którym mówi. Nie mogłem włożyć w usta Camille Claudel słów, które wyrażałyby mój punkt widzenia, słów, których nie wypowiedziała, to był dla mnie prawdziwy problem. Jednocześnie nie znoszę słuchać recytujących tekst aktorów. Walczę z nimi, by ich odwieść od recytacji. To nie zawsze jest dla nich łatwe, nie są do tego przyzwyczajeni, są performerami, którzy potrzebują tekstu do interpretacji. Gdy go nie ma, czują się nieco zagubieni.
Nigdy nie wiedziałem, co się zdarzy na planie, ale to właśnie mnie interesuje. Za każdym razem, kiedy mówię „akcja”, może zdarzyć się coś nieoczekiwanego, ale to właśnie nieoczekiwane jest mile widziane, więcej – potrzebne w zaplanowanej do granic sytuacji. Istnieje pilna potrzeba stworzenia rygorystycznej konstrukcji, która będzie gotowa na przyjęcie nieoczekiwanego. Nieoczekiwane może wejść tylko w precyzyjnie zbudowane przestrzenie.”
Bruno Dumont
Bohater nowohoryzontowej retrospektywy w 2011 roku. Reżyser urodził się w 1958 roku w Bailleul we Francji. Przez kilkanaście lat wykładał filozofię w lokalnym liceum. Realizował komercyjne reklamówki dla miejscowych zakładów pracy. Na dużym ekranie zadebiutował nakręconym w 1997 roku Życiem Jezusa, za które otrzymał nagrodę Jeana Vigo i przyznawaną za najlepszy debiut na festiwalu w Cannes Złotą Kamerę. Akcję swojego pierwszego filmu umieścił w rodzinnym mieście, opowiadając o pełnej cierpienia drodze ku odkupieniu młodego, zbuntowanego chłopaka z motocyklowego gangu. Film nosił ślady inspiracji kinem Roberta Bressona, szczególnie jego Kieszonkowcem (1959) i Mouchette (1966).
Zarówno nakręcona w 1999 roku Ludzkość, jak i zrealizowana w 2006 roku Flandria zostały nagrodzone Grand Prix canneńskiego festiwalu, co do tej pory udało się jedynie Andriejowi Tarkowskiemu. Dumont do tego stopnia zaskoczył, oburzył i poruszył jurorów, że na przekór kontrowersjom wokół jego filmu, główną konkursową nagrodę podzielili wtedy między Rosettę nikomu nie znanych braci Dardenne a Ludzkość. Posługując się surowym naturalizmem, stworzył w niej niemal surrealistyczną wizję świata. Pokazał małe miasteczko we Flandrii i jego mieszkańców, postawionych w obliczu wstrząsającego morderstwa 11-latki. Głównym bohaterem filmu jest otoczony aurą śmierci, samotny Pharaon, badający okoliczności zabójstwa, a jednocześnie o nie podejrzewany. Efekt jaki Dumont osiągnął i osiąga w kolejnych filmach, zbliżając agresję przypisaną ludzkiemu życiu i tkwiące w nim piękno, dla jednych jest psychodeliczny, u innych wywołuje głęboki sprzeciw. Do wielkich umiejętności Dumonta należy odkrywanie i prowadzenie na planie niezwykłych w swojej autentyczności aktorów-amatorów. Grający Pharaona, Emmanuel Schotté oraz partnerująca mu Séverine Caneele (niezapomniana Domino) otrzymali nagrody dla najlepszego aktora i aktorki na festiwalu w Cannes.
Reżyser zmierzył się też z amerykańskim krajobrazem, czego rezultatem jest zrealizowany w 2003 roku film Twentynine Palms, przez Dumonta określany mianem eksperymentalnego horroru. To historia erotycznego związku Rosjanki i Amerykanina, nie mogących porozumieć się ze sobą na płaszczyźnie werbalnej. Bohaterowie wyruszają z Los Angeles, by zobaczyć Twentynine Palms i Park Narodowy Joshua Tree. Frustracje kochanków mieszają się z fizyczną ekstazą, której doznają ich ciała, uśmierzającą ból bycia razem. Krytycy, pisząc o kolejnym filmie Dumonta - Flandrii, porównywali jej odpychających, prymitywnych bohaterów - dwóch mężczyzn, rywalizujących o prawo do ciała jednej kobiety, umieszczonych na tle pustych, błotnistych belgijskich pejzaży - do owadów wegetujących w słoiku, którym reżyser przygląda się niczym prowadzący badania entomolog. Ta wnikliwa obserwacja, niemal pozbawiona słów, skupiona na ledwie zauważalnych śladach uczuć, to strategia, jaką posłużył się i w Hadewijch, w którym skupia się na religijnych dylematach młodej Paryżanki. O kolejnym filmie Poza szatanem pisał z Cannes Tadeusz Sobolewski: „Poza szatanem Bruno Dumonta, pokazane w sekcji Certain Regard, to doświadczenie ekstremalne, film autora, u którego to, co w ludzkości najniższe, prymitywne, szalone, cielesne, odrażające, zostaje przewrotnie skonfrontowane z historią zbawienia, połączone z boskością. Ten sam aktor, który w Hadewijch, poprzednim filmie Dumonta, ratował zagubioną w mistycznym szaleństwie kobietę, teraz już jawnie upodobniony jest do Jezusa, choć z drugiej strony jest człowiekiem z ciała - zbrodniarzem, choć "poza szatanem", poza złem. Modli się, czyni cuda, leczy. Choć zarazem jest zazdrosny jak starotestamentowy Bóg, potrafi zabić, uwalniając dziewczynę od jej prześladowców. Jest włóczęgą, który pali ognisko na flandryjskich wydmach. Chodzi za nim zakochana dziewczyna, nieładna, ale fascynująca, jak ten pejzaż, do którego stale powraca Dumont. Widz zostaje zmuszony do kontemplacji tego przypominającego Zonę ze Stalkera, byle jakiego pejzażu. Nie rozwikłamy, kim jest - człowiekiem czy bogiem - ma w sobie całą skalę przypisywanych jednemu i drugiemu. Można powiedzieć inaczej: jest przerażająco ludzki.” („Gazeta Wyborcza”)
Camille Claudel 1915 jest siódmym filmem Dumonta.
Bruno Dumont: „Cenię religię. Ona mnie na swój sposób fascynuje. Biblię traktuję jak wielkie dzieło i stawiam na półce obok dramatów Szekspira. Ale nie jestem człowiekiem wierzącym i w kinie też staram się wyjść z okowów religii. Sięgnąć po to, co odbiera się zmysłami, intuicją. Bohaterowie Poza szatanem modlą się, lecz w ich świecie nie ma Boga.” („Rzeczpospolita”)
„Moje filmy są twarde, mocne, często brutalne, odwołują się do instynktownych reakcji. Moim zadaniem jest wzbudzić emocje, spowodować wstrząs. Refleksja następuje później. Staram się budować filmy na amplitudach emocji. Muszę pokazać bardzo brutalne rzeczy i gwałtowne emocje, żeby móc budować sceny łagodne i opisywać ciepłe uczucia. I na odwrót.” („Gazeta Wyborcza Wrocław”)
Filmografia:
1997 Życie Jezusa / La vie de Jésus / The Life of Jesus
1999 Ludzkość / L'humanité / Humanity
2003 Twentynine Palms
2006 Flandria / Flandres
2009 Hadewijch
2011 Poza szatanem / Hors Satan / Outside Satan
2013 Camille Claudel 1915
Media o filmie:
„Bruno Dumont, filozof z wykształcenia, zaczynał filmami zatytułowanymi prowokacyjnie - Życie Jezusa i Ludzkość. Bohater pierwszego z nich, brzydki, agresywny syn sklepikarki, w niczym nie był do Jezusa podobny, poza tym, że był człowiekiem. Dumonta fascynują postacie takich ludzi, jakby uwięzionych w ciele, zredukowanych do prymitywnych odruchów. Jest w jego filmach paradoksalny rys: z jednej strony pokazują pułapkę religii i nędzę człowieka, a zarazem wydają się przeniknięte czysto chrześcijańskim współczuciem. Camille Claudel 1915 ma najlepsze cechy jego kina. Jest arcydziełem Dumonta. W niczym nie przypomina dawnego biograficznego filmu z Isabelle Adjani o burzliwym życiu rzeźbiarki zakochanej w Rodinie i przez niego zdradzonej.” (Tadeusz Sobolewski, „Gazeta Wyborcza”)
„W przeciwieństwie do głośnego filmu Bruno Nuyttena z Isabelle Adjani (1988), skoncentrowanego na artystyczno-erotycznej relacji rzeźbiarki z Augustem Rodinem, film Dumonta jest najczystszym przykładem kina religijnego. Opowieść o świętości dotyczy tu okresu, w którym Claudel za sprawą rodziny znalazła się w zakładzie dla obłąkanych. Jej cierpienie i wielka wrażliwość zderzone zostały w filmie z duchowymi spekulacjami brata, pisarza Paula Claudela, aspirującego do świętości, rozumiejącego istotę geniuszu, ale głuchego na osobistą tragedię siostry. Francuski reżyser stosuje ryzykowny zabieg: na ekranie obok profesjonalnych aktorów pojawiają się autentyczni pacjenci szpitala psychiatrycznego wraz ze swymi tikami i nieartykułowanymi odgłosami. To jednak sprawia, że ascetyczne kino Dumonta zamienia się w przypowieść o szaleństwie jako ukrytej prawdzie na temat ludzkiej kondycji.” (Anita Piotrowska, „Tygodnik Powszechny”)
„Każdy gest Camille pokazuje, że tak naprawdę kobieta została już pokonana, złamana, że nie ucieknie już z wegetatywnego życia w ośrodku. Jej szaleństwo nie ma w sobie nic spektakularnego, romantycznego. Dumont zaprosił zresztą na plan osoby naprawdę chore. Ich obecność robi niesamowite wrażenie, działa jak bezpiecznik chroniący film przed osunięciem się w tanią fantazję o związkach szaleństwa i geniuszu. O czym w takim razie jest Camille Claudel 1915?
Kluczowa jest w nim relacja Camille z bratem. W ostatnim akcie Paul (genialnie obsadzony w tej roli Jean-Luc Vincent) wyrusza na południe, by odwiedzić siostrę. (…)Gdy my, współcześni widzowie, z jednej strony widzimy spokojną, niekrzywdzącą nikogo kobietę (Camille), a z drugiej dorosłego mężczyznę na poważnie zastanawiającego się nad swoją „świętością” i „misją od Boga”, instynktownie w zakładzie zamkniętym umieścilibyśmy raczej tego drugiego. Ale nie o to chodzi Dumontowi. Postać brata i siostry, którzy oboje wydawali się zmierzać do artystycznej kariery, służy tu podniesieniu kwestii różnicy płciowej. I nie idzie tylko o feministyczną krytykę społeczeństwa III Republiki.” (Jakub Majmurek, „Krytyka Polityczna”)
„Camille Claudel z zaskakującego filmu Bruno Dumonta Camille Claudel 1915, w którym Francuz po raz kolejny sprawdza, czy coś takiego jak „świeckie kino religijne” jest w ogóle do pomyślenia. Chyba dawno nie był tak blisko celu. Dumont z premedytacją komplikuje opowieść, w której żaden klucz (nieszczęśliwe dzieciństwo, frustracja seksualna, żar genialnego artysty) nie otwiera biografii Claudel. Szyki dodatkowo komplikują obrazki nie tak znowu opresyjnego szpitalnego nadzoru, nie tak znowu złych katolickich opiekunek, a nade wszystko fantastyczna scena z bratem rzeźbiarki, nawróconym Paulem Claudelem, który rozebrany od pasa w górę pisze list do ukochanej siostrzyczki. Jego ręka prowadzi na papierze wzniosłą opowieść o cudzie wiary, o tym, że wszystko będzie, bo musi, być dobrze, jego korpus zaś opowiada o tym, że nie ma ucieczki od mięsa. Nienaturalnie wykręcone, blade, zwaliste ciało pisarza jest bardziej obsceniczne niż schorowane ciała kobiet, które przebywają w tym samym zakładzie zamkniętym, co rzeźbiarka. Równie brzydkie wydają się jego deklaracje, jego wiara jest pusta, nie stać go nawet na mały gest empatii wobec siostry, która wyczekuje go jak zbawienia. Odtrącona Camille Claudel przyjmuje jednak jego brak ze zrozumieniem. Jak Bressonowska Mouchette szarpie się ze światem, ale ostatecznie bierze wszystko na siebie, choć żaden znak, zarówno na ziemi, jak i na niebie, nie sugeruje, że warto.” (Jakub Socha, dwutygodnik.com)
„Czy kochała zbyt mocno swoją sztukę? Rodina? Czy miała pecha, że urodziła się w takich czasach? Dzisiaj uchodziłaby za ekscentryczną starą pannę. Wówczas: niezamężna kobieta, która prawdopodobnie dokonała aborcji, na dodatek zachowująca się dziwacznie. Porządna rodzina nie mogła sobie pozwolić na taki skandal. Szpital, miejsce odosobnienia, był najlepszym rozwiązaniem. Kłopotliwa Claudel zniknęła z życia publicznego. Reżyser nie snuje domysłów, czemu tak się stało, nie pomaga nam w rozwikłaniu pytania o to, czy rzeźbiarka rzeczywiście zwariowała, czy nie. Skupia się na zaledwie kilku dniach z jej życia. Życia w zamkniętym, zimnym świecie, wśród mniej lub bardziej szalonych kobiet. To Claudel wydaje się z nich najbardziej świadoma sytuacji, w jakiej się znalazła. To ją najbardziej boli zamknięcie, samotność i powtarzalność rytuałów.” (Beata Mońka, Gazeta festiwalowa „Na horyzoncie”)
„(…) obserwujemy zderzenie kobiecej bezsilności i męskiej władzy. Paul, nawrócony na katolicyzm, zdaje się być karykaturą neofity i przedstawiciela cywilizowanego świata. Brzydzi się siostrą na wszelkie możliwe sposoby: jej fizycznością, jej zamknięciem, ale także jej przeszłością, w której widzi rękę szatana. I to właśnie, a nie wiara w jej szaleństwo, wyraźnie go do niej negatywnie ustosunkowuje. Z ust Camille padają z kolei znaczące słowa o zniewoleniu kobiet, zniewoleniu w ogóle – przez patriarchat – które przeradza się w najgorszą postać – zamknięciu i izolacji kobiet niepokornych, bo tak rozumie decyzję brata i niewidzianej od lat matki. Bruno Dumont opowiedział historię skrajnie bolesną, rzucając światło na biografię kobiety, którą jej współcześni uznawali za geniusza.” (Jakub Kubacki, „Zwierciadło”)
„Claudel w ujęciu Dumonta i interpretacji jak zawsze znakomitej Juliette Binoche to postać okropnie smutna, kobieta odrzucona i więziona, artystka upadła, szalona i niestabilna. Jest w tym cierpieniu piękno i geniusz. Niemniej, co zaskakujące jeśli chodzi o Dumonta, jego najnowszy film jest bardzo przegadany, wręcz teatralny, bo główni bohaterowie tej historii w dużej mierze wyrzucają z siebie poetyckie monologi, co najbardziej kuje w oczy podczas konfrontacji Camille z jej bratem, odwiedzającym ją w klasztorze. Nawet jeśli gdzieś w tle pojawiają się typowe dla reżysera tematy związane z religią i kondycją człowieka, charakterystyczne dla niego proste ujęcia, ciężko porównywać Camille Claude 1915 z czymkolwiek, co Francuz do tej pory nakręcił.” (Katarzyna Wolanin, wolanin.wordpress.com)
„Zajmując się Camille Claudel, reżyser nie tylko analizuje sytuację twórczej jednostki, której odebrano wolność. Konfrontuje też Camille z bratem, żarliwym chrześcijaninem, nie mogącym wybaczyć jej przeprowadzonej niegdyś aborcji i przekonanym, że artystka jest opętana. Istotnie, Claudel nie jest przykładem miłości bliźniego - cierpi na urojenia prześladowcze, z trudnością znosi towarzystwo upośledzonych. Całą swoją wzniosłą energię realizowała w sztuce, tę zaś jej odebrano. Paul jednak nie jest w stanie tego zrozumieć. Camille Claudel 1915 to film dość wymagający, jednak nawet ci, którzy zwykle unikają trudniejszego kina, powinni zastanowić się, czy nie wziąć rozbratu ze swoimi zasadami. W roli artystki pojawia się tu bowiem Juliette Binoche - jest to naprawdę świetny wybór obsadowy i doskonała rola.” (esme, filmaster.pl)
„Film Bruno Dumonta stawia widzowi duże wymagania. (…) Najważniejszą kwestią stają się odczucia i emocje bohaterki oraz jej stan psychiczny. Film prowokuje do przemyśleń na temat granic szaleństwa – co rzeczywiście decyduje o potrzebie izolacji drugiego człowieka od otoczenia i jak taka zmiana może być postrzegana przez samego chorego. Bohaterka wciąż miota się między radością a smutkiem i podejrzliwością. Cierpienie pokazane jest w sposób zmysłowy. Choć w zasadzie większość słów, które zostają wypowiedziane, dotyczy cierpienia, to uwaga widza skupia się raczej na tym, co widoczne. Oglądający poszukuje odpowiedzi na nurtujące go od początku filmu pytanie – na ile diagnoza postawiona Camille Claudel była słuszna. Odpowiedzi jednoznacznej nie ma, choć cały czas pozostajemy blisko bohaterki i obserwujemy jej zachowania – także na tle innych pacjentów zakładu.” (Katarzyna Bałdyga, szuflada.net)
Forum Nowe Horyzonty o filmie:
„Nowy, oczekiwany Dumont - trochę on, a trochę nie on. Tęsknię za jego niegdysiejszym radykalizmem, tym z Ludzkości czy Twentynine Palms, za tajemnicą, której tu nie ma. Ale może zmęczony swoim wizerunkiem reżyser chciał uciec tym filmem przed samym sobą i zaprasował wszystkie fałdy, skupiając się na smutku, którego z kolei jest tu pod dostatkiem. Smutna sytuacja - wiemy o tym z historii - będzie trwała latami. I ten smutek jest przez Binoche odegrany poruszająco. A szaleństwo tli się w każdej głowie.” (aszeffel)
„Co prawda film nie jest surowy, nie uświadczymy też takich scen przemocy, jak wcześniej, ale pod tą kołderką >zwykłego filmu< aż kipi od emocji, a znane Dumontowe tematy (religia, poszukiwanie Absolutu) też się pojawiają. Binoche wspaniała, one zawsze jest dobra, ale tutaj wchodzi na niebotyczny poziom. Tak więc Camille… na szczęście nie rozczarowuje, nawet mimo moich bardzo wygórowanych oczekiwań, ale nie jestem pewien, czy jednak nie wolałbym, by Dumont powrócił do bardziej surowego stylu - w końcu moim ulubionym dokonaniem Francuza jest Poza szatanem.” (Mrozikos667)
„Jednak Dumont nie poszedł na łatwiznę, mógł przecież nakręcić tę cześć, gdy Camille była z Rodinem - byłoby o wiele ciekawiej, plastycznie, a Dumont wziął zupełnie inny kawałek biografii tej niezwykłej kobiety - pokazał całą beznadziejność sytuacji, bezradność - dojmujący smutek, depresję i bezsilność. Dumont Mistrz.” (eliska)
„Dla mnie duszny i smutny film o szaleństwie i chorobie. Jak można cierpieć, będąc odrzucanym przez całe życie przez najbliższych. Juliette Binoche, jak zwykle, rewelacyjnie.” (moszhenryk)