Fehér isten / White God
Węgry, Niemcy, Szwecja 2014 / 119'
reżyseria: Kornél Mundruczó
scenariusz: Kornél Mundruczó, Viktória Petrányi
zdjęcia: Marcell Rév
montaż: Dávid Jancsó
muzyka: Asher Goldschmidt
obsada: Zsófia Psotta, Sándor Zsótér, Lili Horváth, Lili Monori, Luke, Body
producent: Viktória Petrányi, Eszter Gyárfás, Michael Weber, Fredrik Zander
produkcja: Proton Cinema, Pola Pandora Filmproduktions, Filmpartners, The Chimney Pot
nagrody: MFF w Cannes 2014 - najlpeszy film sekcji Un Certain Regard, Palm Dog; Europejski Festiwal Filmowy w Sewilli 2014 - nagroda dla najlepszej europejskiej koprodukcji
dystrybucja: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty
w kinach od 20 lutego 2015
Na Węgrzech wprowadzono właśnie prawo, które nakłada poważne ograniczenia na wszystkich właścicieli psów-mieszańców. Ludzie zaczynają wrogo spoglądać na te zwierzęta. 13-letnia Lili zaciekle walczy o to, by zatrzymać swojego czworonoga, Hagena. Nie rozumie nieludzkich przepisów i oporu ojca, który w końcu porzuca psa na środku ruchliwej ulicy. Dziewczyna decyduje się wrócić po pupila, ale na miejscu już go nie ma. Hagen błąka się po Budapeszcie, na własnej skórze doświadczając, jak okrutni mogą być ludzie. Musi uciekać przed hyclami, wpada w pułapkę zastawioną przez chciwego bezdomnego, aż w końcu zostaje uwięziony i trenowany do krwawych psich walk. Gdy udaje mu się uciec, dołącza do sfory rozjuszonych psów, które mszczą się na swoich oprawcach. Reżyser mówi, że jego film to połączenie melodramatu, kina przygodowego i filmu o zemście. To także niepokojąca metafora polityczna będąca komentarzem do tego, co obecnie dzieje się na Węgrzech i w całej Europie.
Kornél Mundruczó:
Oczywiście nie interesowały mnie psy, ale metafora. To film o dominującej rasie, która ma władzę nad światem i coraz bardziej ignoruje innych. Ale przede wszystkim ważny jest strach: co się stanie, jeśli ten "tłum" się zbuntuje? (…) Ciągle mieszkam w Budapeszcie i jestem coraz bardziej przerażony, bo widzę, jak rosną w społeczeństwie różne ekstremizmy. Coraz mniej w nas solidarności, coraz mniej tolerancji, co przypomina najgorsze emocje z całkiem niedawnych momentów w historii. Nie wiem, czy na Węgrzech już mamy dyktaturę, ale na pewno nie mamy demokracji. A przecież skrajna prawica umacnia się wszędzie: w Austrii, Holandii, Norwegii, Rosji, nawet we Francji. (…) Mógłbym opowiedzieć o Żydach, Cyganach albo bezdomnych. Ale opowiadam o psach. (…) Przez ostatnie lata opowiadałem w kinie głównie o sobie: kim jestem, kim chciałbym być, czego się boję czy mam wystarczająco dużo talentu... Ale to pytania nastolatka, którym od dawna nie jestem. Pora zrobić krok do przodu.("Gazeta Wyborcza")
"To nawet nie jest wolna adaptacja, ile inspiracja Hańbą J.M. Coetzeego. W książce znajduje się wątek związany z pracą głównego bohatera w schronisku dla psów. Chciałem sprawdzić, jak sytuacja wygląda w Budapeszcie, dlatego odwiedziłem budapesztańskie schronisko. To było bardzo poruszające doświadczenie, bardzo osobiste. Okazało się punktem wyjścia przy realizacji filmu. (…)
Jestem chłopakiem ze wsi. Kiedy byłem młody w czasach komunizmu, w niewielkim prowincjonalnym mieście mieliśmy dwie możliwości spotkania z kinem - w domu kultury i w klasycznych dyskusyjnych klubach filmowych. Pomysł był prosty: jeden reżyser na jeden miesiąc. Poznałem w ten sposób twórczość Rainera Wernera Fassbindera, Roberta Bressona, Andrieja Tarkowskiego, wszystkie te wielkie nazwiska. Po upadku komunizmu dotarły do nas apokaliptyczne hollywoodzkie filmy: Łowca androidów, czy Obcy. Myślę, że mój film inspiruje się tymi dwoma nurtami w kinie, z jednej strony filmami z lat 80. w stylu Terminatora, z drugiej - melodramatami Fassbindera. Jedno jest pewne - ostatnia dekada przyniosła śmierć czystego kina gatunkowego. Moim celem było znalezienie sposobu, by rozpocząć od klasycznego filmu Disnejowskiego, a skończyć na horrorze. Tak widzę współczesne życie na Węgrzech. (…)
Wszystkie psy, które wystąpiły w filmie (w tym odtwórca głównej roli), pochodzą ze schroniska. Po zakończeniu zdjęć zorganizowaliśmy dużą akcję adopcyjną, w wyniku której wszystkie psy znalazły nowy dom. To jest dla mnie najbardziej satysfakcjonująca część pracy nad filmem." (twitchfilm.com)
Kornél Mundruczó
Urodził się w 1975 roku w Gödöllõ na Węgrzech. Ukończył Węgierski Instytut Filmowy. Krótko potem zyskał rozgłos za sprawą jednego ze swoich pierwszych filmów krótkometrażowych - Afta, efektu współpracy z producentką Victórią Petrányinie tylko w zakresie reżyserii i produkcji, ale także współautorstwa scenariusza. Film został nagrodzony w kategorii najlepszego filmu zagranicznego na włoskim festiwalu Corto Imola, otrzymał Grand Prix w Cottbus, Srebrnego Smoka dla najlepszego krótkiego metrażu w Krakowie, Film Critics Award Stowarzyszenia Dziennikarzy Węgierskich, Arte European Short Award i Nagrodę Jury Ekumenicznego - Honorable Mention w Oberhausen. Po pięciu latach współpracy w 2003 roku Mundruczó i Petrányi założyli własną firmę produkcyjną Proton Cinema, ich celem stało się odkrywanie i wspieranie nowych talentów.
W 2002 roku Mundruczó nakręcił swój pierwszy film pełnometrażowy - Kilka pogodnych dni, opowieść o drobnym przestępcy, który po wyjściu z więzienia mieszka kątem u siostry i aranżuje miłosny trójkąt z udziałem jej najlepszej przyjaciółki. Film przyniósł reżyserowi uznanie międzynarodowej krytyki i szereg nagród, m.in. Golden Iris i RTBF TV Prize w Brukseli, "Gene Moskowitz" Critics Award podczas Tygodnia Filmu Węgierskiego w Budapeszcie, Srebrnego Lamparta w Locarno i Grand Prix w Sofii. Krótkometrażowy A 78-as szent Johannája, pierwsza część zamierzonego tryptyku, został pokazany podczas Directors' Fortnight w Cannes 2003. W 2005 roku także w Cannes, w prestiżowej sekcji Un Certain Regard Mundruczó pokazał swój drugi pełny metraż - Joanna, ekspresyjną operę, bazującą na legendzie o Joannie d'Arc, rozgrywającą się we współczesnym Budapeszcie.
Dziś Kornél Mundruczó jest jednym z najważniejszych i najbardziej rozpoznawalnych filmowców węgierskich, znanym także widzom w Polsce - jego filmy Joanna, Delta, Łagodny potwór - projekt Frankenstein były pokazywane podczas MFF T-Mobile Nowe Horyzonty we Wrocławiu. Trzeci film w karierze reżysera Delta, inspirowana nadrzecznym krajobrazem historia erotycznego związku odrzuconego przez matkę rodzeństwa, nagrodzona w Cannes nagrodą krytyków FIPRESCI, w 2009 roku weszła na polskie ekrany.
Kolejny film, nagrodzony za reżyserię i zdjęcia podczas 42. Tygodnia Filmu Węgierskiego w Budapeszcie (2011) Łagodny potwór - projekt Frankenstein (dystrybucja w Polsce: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty), był poprzedzony realizacją spektaklu teatralnego pod tym samym tytułem, wyreżyserowanego przez Kornela Mundruczó. To uwspółcześniona i przewartościowana wersja gotyckiej powieści doby romantyzmu - Frankenstein Mary Shelley. Mundruczó w Łagodnym potworze... po raz pierwszy stanął po obu stronach kamery, wcielając się w rolę filmowca, który zostaje skonfrontowany z synem, o którego istnieniu nie wiedział.
Mundruczó bywa też aktorem w filmach innych twórców w kinie i telewizji, swoją aktorską karierę rozpoczął zanim zajął się reżyserią. Zagrał m.in. u jednego z najważniejszych węgierskich reżyserów - Miklósa Jancsó w filmie So Much for Justice! (2010). Ostatnio reżyseruje także spektakle teatralne w TR Warszawa.
Filmografia:
1998 Minöségét megörzi (kr. m.)
2000 Afta / Day After Day (kr.m.)
2000 Nincsen nekem vagyam semmi / This Is I Wish and Nothing More (film dyplomowy)
2002 Kilka pogodnych dni / Szep napok / Pleasant Days
2002 Little Apocrypha no. 1 (kr.m.)
2003 A 78-as szent Johannája / Joan of Arc of the Night Bus (kr.m.)
2004 Little Apocrypha NO. 2 (kr.m.)
2005 Lost and found - Short Lasting Silence (kr.m.)
2005 Joanna / Johanna
2008 Delta
2010 Łagodny potwór - projekt Frankenstein / Szelíd teremtés - A Frankenstein-terv / Tender Son - The Frankenstein Project
2014 Biały Bóg / Fehér isten / White God
Media o filmie:
"Najciekawszy jak dotąd film na tegorocznych Nowych Horyzontach przyjechał z Węgier. Biały bóg Kornéla Mundruczó (autora m.in. Delty i spektaklu Nietoperz w warszawskim TR) jest mroczną, paradoksalną, wieloznaczną bajką zwierzęcą, filmem, który najlepiej ze znanych mi tytułów oddaje duszną atmosferę życia w kraju rządzonym przez Orbana. A przy tym nie ogranicza się do alegorii współczesnego węgierskiego losu, traktuje o powszechnych, od Santiago de Chile po Władywostok, problemach współczesnej polityki." (Jakub Majmurek, "Krytyka Polityczna")
"Nie chodzi bynajmniej o to, że pies niekoniecznie musi być najbardziej milusińskim stworzeniem pod słońcem. Filmowe czworonogi są bowiem uczone przez ludzi (tytułowy "biały bóg") agresji, faszerowane sterydami, wystawiane do krwawych walk, traktowane jak podgatunek. (…) W "Białym Bogu" - podobnie jak w "Dzikich historiach" Damiana Szifróna, ale też niedawnych "Oburzonych" Tony'ego Gatlifa - w pogardzanych, wyrzucanych na margines i upadlanych kumuluje się agresja, która musi znaleźć ujście: w irracjonalnym wybuchu złości, zbiorowej histerii albo krwawej rewolucji." (Paweł T. Felis, "Gazeta Wyborcza")
"Mundruczó nie wpada jednak w pułapkę polegającą na wciskaniu widzowi ryzykowanej metafory z całkowicie kamienną miną. Biały Bóg igra z naszymi przyzwyczajeniami, sprzedając nam w zasadzie to, co doskonale znamy, niemniej robiąc to na opak, odwracając perspektywy. Do pewnego stopnia film Węgra zdaje się być aż nazbyt sentymentalnym, by nie rzec infantylnym, kinem familijnym, które zostaje jednak szybko zanegowane przez brutalność przedstawianych wizji. To tak, jakby w klasyczną niedzielną opowieść wyświetlaną zaraz po paśmie disnejowskich animacji wpleść krwawe walki psów i syf zakamarków zaludnionych przez typów spod ciemnej gwiazdy. Od pewnego momentu stajemy się świadkami akcji/thrillera, czy też horroru przywodzącego na myśl kolejne zombie apocalypse, tyle że z udziałem wściekłych psów. Jest w końcu Biały Bóg i rasowym kinem zemsty, która wymierzana jest z całkowicie zimną krwią, premedytacją jakiej nie powstydziliby się żadni ludzcy bohaterowie tego podgatunku." (Filip Jalowski, film.org.pl)
"Kiedy czytam o rozprzestrzenianiu się w kraju bratanków bezdusznej, prawicowej mentalności, o powodzeniu w wyborach faszyzującej partii Jobbik, o cieszących się poparciem <<obywatelskich patrolach>> organizujących pogromy Romów - doskonale rozumiem wściekłość, która podyktowała ten utwór Kornélowi Mundruczó. <<Biały Bóg>> to jego krzyk protestu." (Tadeusz Lubelski, EKRANy)
"Taki pomysł mógł się zrodzić jedynie w głowie kogoś, kto wcześniej stworzył filmową operę o pielęgniarce uzdrawiającej seksem ciężko chorych pacjentów. Mundruczó przedstawia wizję Budapesztu, w którym nowe prawo nakazuje mieszkańcom płacenie wysokiego podatku za posiadanie psa mieszańca. Oszczędni Węgrzy zatrzaskują przed pupilami drzwi, a hycle robią interes życia. Spuszczone ze smyczy czworonogi nie pozostaną jednak dłużne - rudy Hagen stanie na czele brutalnej rewolty. Reżyser w bezbłędny sposób imituje konwencje różnych gatunków, przyjmując w każdym perspektywę psa. Mamy więc sportową rywalizację à la "Rocky", pościg ulicami Budapesztu, którego nie powstydziłby się Luc Besson, czy zombie walk (a raczej sprint) w wykonaniu porzuconych kundelków. "Biały Bóg" to nośna metafora i jeden z najbardziej oryginalnych filmów tego roku." (Mariusz Mikliński, aktivist.pl)
"Najnowszy film Kornéla Mundruczó, zdobywca nagrody Un Certain Regard na tegorocznym festiwalu w Cannes, najczęściej odczytywany jest jako metafora polityczno-społecznej sytuacji na Węgrzech - bez wątpienia słusznie, sam reżyser się do tego przyznaje. Czyniąc jednak z głównego bohatera psa, Mundruczó opowiada historię równoległą, opowieść uniwersalną, która wyswobadza się z intencji reżysera i wyraża pewnie znacznie więcej, niż autor miał na myśli. Na tym właśnie polega geniusz "Białego Boga". Jest to film tak niejednoznaczny i wielowarstwowy, że może opowiadać dowolną historię w dowolnej czasoprzestrzeni. I jak każdą bajkę, możemy odczytywać go dosłownie, szybko jednak okazuje się, że dosłowność wcale nie jest tak banalna, jak moglibyśmy się spodziewać, a pozornie prosta historia przeradza się w apokaliptyczną tragedię." (Zofia Jakubowicz-Prokop, bad-taste.pl)
"I wreszcie, sfora psów biegnąca ulicami Budapesztu w pierwszych scenach "Białego Boga" Kornela Mundruczo, może najbardziej zaskakującego filmu, jaki na festiwalu obejrzałem. Brawurowy, zarówno tematycznie, jak i formalnie, ryzykowny, ale wygrany, dynamiczny miks filmu familijnego, alegorii, Animal Attack, thrillera, a nawet kina słusznej zemsty, tyle że w wykonaniu odtrąconego, skrzywdzonego psa i jego pobratymców. W wywiadach Mundruczo podkreśla, że interesowała go metafora - powstawanie społecznych ekstremizmów, ale "Biały Bóg" radzi sobie świetnie i bez drugiego dna. Jest w nim wszystko to, co do spełnienia w kinie potrzebne: wrażliwość, piękny koncept, na jaki nikt się wcześniej nie porwał i magia - i moc - obrazu." (Arek Szpak, arekmabloga.blogspot.com)
"Choć Biały Bóg - podobnie jak Vespa - odwołuje się do konwencji kina familijnego (i nie tylko, o czym za chwilę) - unika kolonialnej strategii upodmiotowienia bohatera poprzez zaprzeczenie dominującego dyskursu inności (w tym przypadku: romskości) i umieszczenie go w ramach normatywnych dla hegemona. Choć efektowność scen przejęcia władzy nad miastem przez zbuntowane zwierzęta przypomina konwencję 101 dalmatyńczyków czy Lassie wróć, psy nie zostają uczłowieczone, a odbiór ich zachowania - zinfantylizowany. Film Mundruczó z To tylko wiatr wiąże natomiast zakotwiczenie w politycznej rzeczywistości. W gabinecie Orbána w istocie powstał - lecz ostatecznie nie został uchwalony - projekt ustawy o opodatkowaniu mieszańców. Co więcej, właściciele psów węgierskich ras mieli zostać zwolnieni z podatku, który obowiązywał również - choć w dużo niższym wymiarze - właścicieli psów rasowych. [Dargis 2014] . Podczas gdy Fliegauf minimalizuje kontekst rasizmu, wydobywając czysto afektywny aspekt tragicznych wydarzeń, Mundruczó czyni go osią akcji, badając jego mechanizm i fantazjując na temat skutków." (Kaja Puto, malakulturawspolczesna.org)
"Mimo że uważam "Lewiatana" za film festiwalu, jedynego poważnego kandydata do miana filmu roku, no i w ogóle, to i tak najwięcej filmowej radości dał mi "Biały bóg".. Czytać można go na wiele sposobów, ale te znaczenia nie są wcale tak istotne. Liczy się niespotykana energia jaka bije z ekranu, otwierająca film scena (a może uwertura) biegu sfory wciska w fotel. To rzadki przypadek kina społecznego, które nie masturbuje się własnym zaangażowaniem, a pozwala na bardziej subiektywny odbiór." (inheracil, filmaster.pl)
Forum Nowe Horyzonty o filmie:
"Film jest kapitalny. Trochę uwierało mnie zawiązanie akcji, w którym de facto bohaterka - przedstawiana jako ta dobra - nie przyjmuje do wiadomości, że jednak może mogłaby psa czegoś nauczyć i założyć mu czasem smycz. Potem jednak ten zarzut stał się bez znaczenia, bo zaczęła się inscenizacyjno-zdjęciowo-muzyczna jazda bez trzymanki. Podtekst polityczny oczywiście tu jest, ale i bez niego "Biały Bóg" to po prostu świetny film akcji. Gdy po jednym z poprzednich seansów vifon orzekł, że to jakby "Ultimatum Bourne'a" z psami, uśmiałem się i nie dowierzałem. Dziś odszczekałem." (Mrozikos667)
"Skojarzenie z kinem familijnym jest inteligentne i też się za Waszą sugestią w jego sidła złapałam, jednak nie zmienia ono porażającego wrażenia, jakie na mnie zrobił. Zarzutem jest o tyle, o ile w mózgu etykieta ta zostaje sprzęgnięta z tragicznym, amerykańskim chłamem rodem z Polsatu, który deprawuje gust całej rodzinie przy okazji niedzielnej sjesty. Jednak: jeśli kino familijne będzie składało hołd Jancso w taki sposób, a za motto będzie miało Rilkego, to może zacznę agitować na rzecz oglądania tego rodzaju produkcji. Od początku jest to dla mnie film polityczny, oczywiste jest wykluczenie, kwestia o "nie dość węgierskim wyglądzie psa", nierasowość - naprawdę ryje po myślach, które krążą wokół inności, typowości, indywidualizmu w życiowych wyborach, choć byłoby to pieskie życie. Zestawienie inteligencji mającej podłoże instynktowne ze zmysłowym POSŁUCHEM i serią inicjacji wywołaną bezkompromisowością w relacji kwalifikuje ten film raczej do studium społeczno-politycznego z dużą dozą potencjału sensacyjnego, a co za tym idzie również komercyjnego, co ostatnimi laty raczej nie kłóci się z nowohoryzontowością (czy Głodu nie można odziać w podobną specyfikę ?). Dla mnie to film o uniwersalności uczuć, unikalności relacji i odcieni kwestii swój-obcy, która nie tylko dla Węgier jawi się jako istotna, żeby nie powiedzieć fundamentalna." (Mariza)
"Dla mnie to jest wręcz film religijny. (...) Jeżeli - jak to było dawno, dawno temu - zwierzęta są duchowymi posłańcami, dlaczego nie miałyby współcześnie pełnić roli istot symbolizujących tę resztkę prawdy, jaka nam jeszcze została. Powtarza to też Godard, nawiązuje Alonso. W relacjach ze zwierzętami wszystko jest prawdziwe, dlatego tak groteskowo wypada zanurzony w kulturze człowiek, idiota, konformista, barbarzyńca, kierujący się w relacjach z innymi własnymi interesami. Mundruczó stosuje gatunkowe chwyty, przed którymi bez problemu można by się obronić cynizmem, gdyby tylko były realizowane przez aktorów. Ta cała brutalność i przemoc nie jest przecież obojętna, zarówno dla głównego bohatera, jak i dla widzów. Jej wpływ jest nieodwracalny. Następuje utrata niewinności - u Mundruczó psy niepostrzeżenie zamieniają się w ludzi, choć zachowują swoją psią postać. Mszczą się za swoje krzywdy. Happy endu też nie będzie. W finałowej scenie absurdalny gest rzucania patyka wojownikowi, przywódcy stada, który ma krew na pysku… Nic nie będzie już takie samo, nie ma powrotu do przeszłości, ta scena to epitafium dla wszystkich jej uczestników, cisza przed ostateczną katastrofą." (aszeffel)