English

"Amelia" z rzeźnickim nożem [Dusza i ciało]

Piotr Czerkawski
12/08/17
Kadr z filmu "Dusza i ciało"
Sztuka, nie polityka [rozmowa z Kornélem Mundruczó] Stojąc na brzegu wulkanu [rozmowa z Resiną]

Warto było czekać aż osiemnaście lat na nowy film Ildikó Enyedi. Węgierska twórczyni stworzyła ekscentryczne love story, którego akcja toczy się w najmniej romantycznym miejscu z możliwych – budapeszteńskiej rzeźni. W "Duszy i ciele" reżyserce udało się także zgrabnie połączyć oniryczny klimat rodem z "Amelii" z ciężką, środkowoeuropejską melancholią. Ta osobliwa mieszanka okazała się hipnotyzująca na tyle, że zapewniła węgierskiemu filmowi Złotego Niedźwiedzia w Berlinie.

Bohaterowie Enyedi nie przypominają sympatycznych i nieszkodliwych dziwaków tłumnie zaludniających uniwersum amerykańskiego kina niezależnego. Mária i Endre to jednostki na pograniczu autyzmu, dla których poważnym problemem jest już rozpoczęcie niezobowiązującej pogawędki. Wybór takich, a nie innych postaci utrudnia reżyserce zadanie, gdyż uniemożliwia jej sięgnięcie po cały arsenał środków wykorzystywanych zazwyczaj w filmach o wzajemnym uwodzeniu. W "Duszy i ciele" nie uświadczymy zatem błyskotliwych bon motów, dwuznacznych gestów i zmysłowych spojrzeń. Zamiast tego zyskujemy szansę, by przyjrzeć się bohaterom reprezentującym, w odrobinę tylko przejaskrawionej formie, charakterystyczny dla naszych czasów lęk przed obnażeniem własnych uczuć. 

Opisując mozolne próby wybudzenia się bohaterów z życiowego letargu, reżyserka sięga po ryzykowne pomysły inscenizacyjne. Dość powiedzieć, że bodaj najbardziej romantyczna scena w całym filmie bierze swój początek od próby samobójczej Endre dokonanej w takt lirycznego przeboju Laury Marling. Enyedi znajduje także zaskakujący sposób na połączenie losów bohaterów, którzy – choć prawie nie rozmawiają na żywo – zaczynają spotykać się w swoich snach.

W "Duszy i ciele" nie uświadczymy zatem błyskotliwych bon motów, dwuznacznych gestów i zmysłowych spojrzeń. Zamiast tego zyskujemy szansę, by przyjrzeć się bohaterom reprezentującym, w odrobinę tylko przejaskrawionej formie, charakterystyczny dla naszych czasów lęk przed obnażeniem własnych uczuć. 

Nawet jeśli początkowo brzmi to nieco pretensjonalnie, węgierska twórczyni ani myśli silić się na wydumane koncepty psychoanalityczne. Wręcz przeciwnie – gdy na ekranie pojawia się postać próbująca wyjaśnić fenomen nietypowej więzi bohaterów w kategoriach naukowych, zostaje ona przez reżyserkę solidnie obśmiana. 

"Dusza i ciało" wymyka się racjonalnemu oglądowi, gdyż bardziej niż klasyczną fabułę przypomina poetycką impresję, w której najważniejszą rolę odgrywa hipnotyzująca atmosfera. Powodzenie tej strategii to dobra wiadomość, gdyż triumf Enyedi oznacza w pewnym sensie zwycięstwo całej sztuki filmowej. Przykład "Duszy i ciała" udowadnia, że skoro kino potrafi powiedzieć coś nowego w tak pozornie wyeksploatowanej kwestii jak związki damsko-męskie, wciąż nie ma dla niego tematów straconych.

Piotr Czerkawski


Piotr Czerkawski

Krytyk filmowy, dziennikarz, doktorant Uniwersytetu Wrocławskiego (przygotowuje pracę o twórczości Erica Rohmera). Laureat Nagrody Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej w kategorii "Krytyka filmowa". Stale współpracuje między z innymi z miesięcznikiem "KINO" i portalem Filmweb.pl. Od znanej polskiej reżyserski usłyszał o sobie "trochę szalony, ale w sumie w porządku".


czytaj także
Wydarzenie Teatr z podziemia wychodzi do kontenera 12/08/17
Wywiad Nocą ludzie są inni [rozmowa z Janą Bürgelin] 12/08/17
Wydarzenie Kultura dla dzieci 12/08/17
Wywiad Otoczeni przez ludzi, ale jednak samotni [rozmowa z Hadas Ben Aroyą] 12/08/17

Newsletter

OK