Kilkanaście minut trwała w Cannes owacja na stojąco dla Rungano Nyoni i jej mrocznej baśni, której akcja rozgrywa się w Zambii. Uznana za czarownicę i jako sierota bezbronna wobec oskarżeń, dziewięcioletnia Shula zostaje wysłana do obozu dla wiedźm.
Wykluczone ze wspólnoty, odizolowane kobiety zmuszane są do ciężkiej pracy i traktowane jako turystyczna atrakcja. Każda z czarownic ma przytwierdzoną do pleców białą szarfę - po to, by nie mogła odlecieć. W filmie taką szarfą jest realizm, za sprawą którego baśniowy, magiczny świat nigdy nie traci związku z rzeczywistością. Idealnie dawkowane egzotyka i swojskość, symbolika i obyczajowy konkret, a do tego spora garść poezji, szczypta humoru oraz zjawiskowa mała Maggie Mulubwa w głównej roli - to wszystko tworzy czarodziejską filmową miksturę, działającą jeszcze długo po wyjściu z kina.
Wszyscy mówili, że pierwszy film łatwiej zrealizować w Wielkiej Brytanii, a potem, w przyszłości zabrać się za trudny zambijski temat. Ale ja nie mogę myśleć o idei, tylko dlatego że znalazłabym dla jej realizacji pieniądze. Najpierw miałam pomysł na film, a dopiero potem zaczęłam się zastanawiać nad możliwością pozyskania funduszy z różnych miejsc, by zacząć pracę nad scenariuszem. W końcu te "miękkie fundusze" uzyskałam z Francji, Szwajcarii, Holandii i Walii. "Miękkie", bo gdybym nie zdobyła więcej, wykorzystałabym je do zrobienia filmu. Napisałam scenariusz, co było stosunkowo łatwe. Nawiązałam kontakt z różnymi organizacjami i festiwalami, starałam się uzyskać jak najwięcej pieniędzy skądkolwiek się da, nie tylko z jednego źródła. To był ból głowy dla wszystkich! Ale jak zdążyłam zauważyć, afrykańskie filmy mają małe szanse na dofinansowanie na międzynarodowym rynku, a ja tak bardzo liczyłam na sukces. Wtedy przyszły fundusze z MFF w Berlinie, World Cinema Fund, także z rotterdamskiego Hubert Bals Fund oraz z BFI, Wales i CNC. Pomyślałam, że jeżeli projekt się nie uda, to będzie tylko moja wina, żadnych wymówek.
Moim operatorem został David Gallego, autor zdjęć do filmu W objęciach węża, ponieważ chciałam zrealizować rzecz prawdziwie kinematograficzną. Do tej pory uczyłam się kina w praktyce. Nie skończyłam szkoły filmowej, jestem samoukiem, realizując swoje krótkie metraże, na bieżąco poznawałam język filmowy. Dlatego przy okazji debiutu chciałam zrobić coś naprawdę kinowego - coś takiego, żebyś mógł ściszyć dźwięk i tylko patrzeć, jak u braci Coen. To jest bardzo proste, bardzo jasne. Właśnie tego chciałam dla mojej bajki - prostoty i czystości.
Jeżeli chodzi o kobiety - trudna sprawa, bo chciałam, żeby pochodziły z różnych plemion. Dostaliśmy je ze stolicy kultu czarownic w Zambii, bardzo chciałam mieć na planie ludzi stamtąd i udało mi się zwerbować 15 kobiet. Mieliśmy sporą ekipę zajmującą się castingami, w pewnym momencie poszukiwaniami zajmowała się nawet moja mama. Znalezienie dziewczynki okazało się najtrudniejsze, przed odkryciem Maggie (ktoś przez przypadek zrobił jej zdjęcie) obejrzeliśmy ok. 900 małych kandydatek do roli i wszystko na marne. Prosiliśmy wielu ludzi, żeby - jak tylko zobaczą kogoś interesującego - od razu przyprowadzili go na przesłuchanie.
Moja pierwsza myśl była właśnie taka, że to ma być bajka i wszystko jej podporządkowałam. Zbadałam wiele prawdziwych oskarżeń o czary, odwiedziłam obozy dla czarownic, przestudiowałam mitologię, w efekcie używając własnej wyobraźni połączyłam ze sobą badania prowadzone w różnych krajach z ideą bajkowych opowieści w kinie. To mieszanka, nie wiem, gdzie zaczyna się fikcja, a kończy rzeczywistość. Bajka wydaje się najlepszym zambijskim sposobem na opowiadanie historii. Wychowałam się na tym.
Dążenie do absurdu, zabawy i satyry było dla mnie zawsze bardzo ważne. Chciałabym w ten sposób ludzi w coś zaangażować. Ludzie nie wiedzą, albo wiedzą mało, bo nie mamy zbyt wielu filmów o Afryce. Próbuję zaangażować ich w temat, unikając grania kartą litości i afrykańskiego porno, po obejrzeniu którego poczują wyrzuty sumienia i odkryją Afrykę. Staram się angażować i skłonić ich do myślenia, by mogli odnieść się do sytuacji. Humor wydaje mi się najlepszą drogą. Chcę dotrzeć, w finale, do swoich uczuć krążących wokół tego tematu, do źródeł mojej złości, ale próbuję dotrzeć do tego właśnie poprzez humor, żebyśmy wszyscy mogli pokonać dystans.
mubi.com
Interesował mnie sposób, w jaki ludzie narzucają innym często absurdalne reguły i jak trudno je przekroczyć, nawet jeżeli są niewypowiedziane, ale odnoszą się do społeczeństwa i tradycji.
Zastanawiałam się, ustawiając kamerę w obozie dla czarownic, co mogłoby wywołać w nim poruszenie. Uznałam, że być może pojawienie się kogoś młodszego, dziecka, na które trzeba zwrócić uwagę, spowoduje, że - nawet jeżeli kobiety stamtąd nie myślą już o sobie - myśląc o nim, łatwiej dostrzegą niesprawiedliwość.
cineuropa.org
Kiedy byłam nastolatką, wypożyczyłam z działu kina światowego lokalnej biblioteki film "Pianistka", bo podobało mi się zdjęcie na okładce dvd. Teraz to jeden z moich ulubionych filmów. Chciałam być jak Isabelle Huppert, jej kreacja wywarła na mnie ogromne wrażenie. Szybko zdałam sobie jednak sprawę z tego, że nie mogę być jak Isabelle Huppert, nie jestem tak dobrą aktorką. Jednocześnie zaciekawiła mnie reżyseria. Można powiedzieć, że to był moment przełomowy, w którym zrozumiałam, że umiejętna reżyseria może wywierać na ludzi realny wpływ.
W moim filmie chciałam podkreślić, że mamy do czynienia z teraźniejszością, to współczesny film. Wiara w czary - nie mam z tym problemu, możesz wierzyć w cokolwiek - czary, voodoo, możesz być poganinem. Jednak nie ulega wątpliwości, że ta wiara jest dla kobiet źródłem opresji. W ramach przywiązania do duchowości znaleziono skuteczny sposób represjonowania kobiet, znaleziono sposób, by je kontrolować. To przypomina okaleczanie kobiecych genitaliów, jest jednym z aspektów kultury - przekonują jej członkowie, ale to nieprawda, to krępowanie ruchu kobiet, okropne i bolesne.
Co dał mi ten projekt? Nauczyłam się, jak osiągać cele w zgodzie ze sobą, nie będąc niewolnicą dziewczęcości. Moja matka ostrzegała mnie przed nią, mówiła: nie przepraszaj, nie bądź zbyt uprzejma. Nauczyłam się, że czasami muszę powiedzieć: To jest właśnie to, czego potrzebuję, jak mogę to zrobić?, zamiast czuć się winną, złą, pełną obaw, myśląc, że wyglądam jak suka. To było trudne i zabrało mi sporo czasu.
lwlies.com
Reżyserka i scenarzystka pochodząca z Lusaki (Zambia), a mieszkająca i pracująca w Walii. Studiowała aktorstwo w Londynie (Central St Martins School of the Arts), szybko postanowiła jednak stanąć po drugiej stronie kamery. Jej pierwszy film, krótkometrażowy The List, zdobył nagrodę BAFTA Cymru w 2010 roku. Jej krótki metraż Mwansa. The Great był pokazywany na ponad 100 międzynarodowych festiwalach, otrzymał ponad 20 nagród, a także nominację do nagrody BAFTA (2012). On także, podobnie jak debiutancki Nie jestem czarownicąpowstał z Zambii. Nyoni współpracuje ze swoim partnerem Gabrielem Gauchetem, który w 2012 roku do jej scenariusza nakręcił The Mass of Men, nagrodzony m.in. na Berlinale 2013 (najlepszy film w konkursie międzynarodowym) i na MFF w Locarno Złotym Pardino - Lampartem Przyszłości. Nad swoim debiutem pracowała jako rezydentka Cannes Cinéfondation. Jak mówi Rungano Nyoni, bycie cudzoziemką we własnym kraju pozwala jej jako reżyserce zyskać szczególną perspektywę.
2009 The List (kr. m.)
2011 Mwansa. The Great (kr.m.)
2014 Kuuntele /Listen (kr. m.)
2017 Nie jestem czarownicą / I’m not a Witch