English

Nowa fala kina LGBT. Wywiad z Lukasem Dhontem

Michał Hernes
4/01/19
Lukas Dhont, fot. Maciej Kulczyński
Magia, czyli naturalna część codzienności. Rozmowa z Ildikó Enyedi Barokowość i melancholia. Piotr Czerkawski o filmie "Oni"

- Zaintrygowała mnie piętnastolatka, która wybrała swoją tożsamość na przekór reakcjom innych. Dostrzegłem w niej odwagę, którą niekoniecznie odnalazłem w sobie i odczuwałem wielki entuzjazm związany z perspektywą sportretowania jej w filmie - mówi Lukas Dhont, autor filmu Girl, obsypanego nagrodami na tegorocznym festiwalu w Cannes. Z reżyserem rozmawia Michał Hernes.

Dlaczego opowiedziałeś filmową historię właśnie o tej dziewczynie?

W 2009 roku, gdy miałem 18 lat, przeczytałem w belgijskiej gazecie artykuł o młodej dziewczynie, która chciała zostać baleriną, ale urodziła się jako chłopak. Zaintrygowała mnie ta piętnastolatka - oto postanowiła wybrać swoją tożsamość na przekór reakcjom innych. Dostrzegłem w niej odwagę, którą niekoniecznie odnalazłem w sobie i odczuwałem wielki entuzjazm związany z perspektywą sportretowania jej w filmie. Już wtedy wiedziałem, że mój pełnometrażowy debiut będzie opowiadał właśnie o niej, o jej pogoni za spełnieniem marzenia o byciu baleriną. Był to dla mnie przepiękny symbol próby osiągnięcia najwyższej formy kobiecości podczas przechodzenia przez medyczny proces transformacji ciała, żeby stać się kobietą.

Kiedy doszedłeś do wniosku, że wiesz, w jaki sposób przełożyć to wszystko na język kina?

Długo zastanawialiśmy się, jaki zawrzeć w tym filmie konflikt. Nie chcieliśmy, by jego źródłem był zewnętrzny świat. Zależało nam na tym, by bohaterka miała wokół siebie ludzi otaczających ją miłością i służących jej wsparciem. Konflikt musieliśmy więc umieścić w niej samej, ale w taki sposób, żeby widzowie mogli go dostrzec. Pomogła nam w tym fizyczna, taneczna przestrzeń, za sprawą której mogliśmy wiele pokazać. Taniec pomógł nam uzewnętrznić uczucia i rozterki tej dziewczyny. Dzięki temu odnaleźliśmy klucz do wykreowania intymnego portretu psychicznego świata młodej transpłciowej osoby, ale nie koncentrując się tylko na tym, że jest transpłciowa. To przecież także nastolatka i córka.

Lukas Dhont, fot. Maciej Kulczyński 

W jaki sposób poradziłeś sobie z tak dużym wyzwaniem?

Kluczowe było, żeby zrobić to z wielkim szacunkiem, elegancją i w możliwie jak najbardziej złożony sposób. Ludzie są przecież bardzo skomplikowani. Mamy w sobie emocje, które wzajemnie się wykluczają i takie, o których nikomu nie mówimy. W trakcie realizacji filmu poszukiwaliśmy tego wszystkiego, tych małych kawałków, za sprawą których udało się nam ożywić na ekranie tę bohaterkę. Zawsze należy robić to z ogromną odpowiedzialnością i ciepłem względem danej osoby. Jestem w niej zakochany, mogłem więc sportretować ją tylko w taki sposób.

Nie obawiałeś się, że będzie to skutkowało brakiem obiektywizmu?

Wiem, że nigdy nie będę obiektywny i jako filmowiec nigdy nie przedstawię obiektywnego punktu widzenia. Nawet próbując patrzeć na pewne sprawy w złożony sposób.

Walka twojej bohaterki zamieniła się w obsesję.

To osobista strona tego filmu. Być może ma ona w sobie coś ze mnie i rozpoznałem w niej siebie, bo jako filmowiec bardzo obsesyjnie podszedłem do tej historii i każdej z postaci. Ogromnie chciałem, by udało mi się zrealizować tę produkcję.

Dla nastolatka czekanie jest natomiast czymś bardzo trudnym. Chciałbyś już znaleźć się na drugim końcu drogi i żeby czas płynął szybciej. Marzy ci się, by stać się tym, kim wyobrażasz sobie, że jesteś. Dodaje to niewinności do obsesji. Gdy jesteś w ciele, w którym nie czujesz się dobrze, i nie chodzi tylko o płeć, chciałbyś zmienić świat i siebie.

Bohaterka mojego filmu jest w stanie poruszać się i tańczyć, ale nie czuje swojego ciała, a chciałby nauczyć się je odczuwać. Wiele osób mówi jej, że powinna spróbować, ale ona nie wie jak. Mimo to próbuje poczuć się dobrze ze swoim ciałem.

Jak znalazłeś aktora, który ją zagrał?

Casting był bardzo trudny. Szukaliśmy 15-latka, który potrafi tańczyć i grać, a zarazem jest wystarczająco dojrzały do tej roli i gotowy do zagrania wielu trudnych scen. To bardzo fizyczny film i chciałem, żeby największy konflikt toczył się wokół ciała. Szukaliśmy więc kogoś o odpowiednich warunkach fizycznych. Rozpoczęliśmy "bezpłciowy" casting, przez który przewinęło się 500 osób, ale nikt nie spełniał naszych oczekiwań. Przyznaję, że miałem moment zwątpienia. Poddałem się i myślałem, że to się nie uda, bo był to przecież warunek konieczny do realizacji tego filmu. Gdy szukaliśmy tancerzy, w pewnym momencie na salę wszedł Victor. Patrząc na sposób, w jaki się poruszał, momentalnie poczułem, że jest właściwą osobą do tej roli, choć nie wiedziałem, czy ma jakiekolwiek umiejętności aktorskie. Wydaje mi się, że już wtedy odniosłem wrażenie, że spełnia wszystkie nasze kryteria. W trakcie aktorskiego castingu wypadł bardzo naturalnie i dojrzale.

Jak ci się z nim pracowało?

Jest szkolony do tego, by zostać klasycznym tancerzem i ogromnie zdyscyplinowany, a zarazem obsesyjny. Chce być najlepszy w tym, co robi; praca z nim była dla mnie bardzo ekscytująca. Wiem, że równie mocno jak ja chciał sportretować tę bohaterkę w najlepszy możliwy sposób. W ciągu trzech miesięcy nauczył się tańczyć w balerinkach. Zdobył też wiedzę o każdym medycznym i emocjonalnym aspekcie bohaterki, a poza tym spędził sporo czasu z Norą, którą była inspiracją dla powstania tego filmu.

Czego się od niego nauczyłeś?

Wiele osób mówiło mi, że powinienem obsadzić w tym filmie transpłciową osobę, tymczasem Victor, wcielając się w nią w taki, a nie inny sposób, pomógł mi zrozumieć, że w każdym z nas jest pierwiastek męski i żeński. Można dać dojść do głosu jednemu albo drugiemu z nich, jeśli tylko się chce i pozwoli na to.

Czy czułeś, że jesteś gotowy do opowiedzenia historii o tak złożonej osobie?

Ludzie powtarzali mi, że ten temat jest tak złożony, że trudno zrobić o tym debiutancki film, ale dla mnie ważne było, żeby się tego nie obawiać. Nie wiem, czy byłem na to gotowy, po prostu zdecydowałem się to zrobić. Wydaje mi się, że to jedyna słuszna droga. Czasem rezultat kończy się katastrofą, ale zdarza się również, że jest przyjemny i miły.

Moim zdaniem udało ci się i to bardzo dobry film. Co najbardziej w nim kochasz?

Dziękuję. Najbardziej dumny jestem z relacji między bohaterką a jej ojcem. Od początku powtarzaliśmy, że nie chcemy, by ojciec był źródłem konfliktów. Nie chcieliśmy, żeby kwestionował jej tożsamość, tylko by ją wspierał i kochał. Niektórzy pytają się mnie, czy w tej relacji nie powinno być więcej sporów, ale nie chciałem tego. Dla wielu osób, z którymi rozmawiałem to powiew świeżości.

Skojarzyło mi się to z filmem Tamte dni, tamte noce.

Mam przeczucie, że zmierzamy w kierunku nowej fali kina LGTB, w której rodzice wspierają swoje dzieci, a nie generują konflikty. To dla mnie ekscytujące.

 

Girl w programie 18. Nowych Horyzontów:

  • piątek, 27 lipca, 9:45
  • poniedziałek, 30 lipca, 15:45 + spotkanie z twórcami
  • niedziela, 5 sierpnia, 18:45

Michał Hernes

Zakochany w cytatach psychofan filmu „Tamte dni, tamte noce”, który zapytał Romana Polańskiego, dlaczego torturuje bohaterki swoich filmów. Dziennikarz związany z portalem tuWroclaw.com i blogiem filmowym Watchingclosely.pl. Publikował m.in. na łamach weekendowego magazynu Gazeta.pl, „Dziennika Gazety Prawnej” i Wirtualnej Polski.


czytaj także
Branża Nabór zgłoszeń do Międzynarodowego Konkursu Nowe Horyzonty 4/01/19
Program Galeria portretów 2018 3/01/19
Program Retrospektywy Serry, Assayasa i Terayamy podczas 19. MFF NH 5/01/19
Ogłoszenie Wystawa w Porto - Pedro Costa: Companhia 2/01/19

Newsletter

OK