Za pierwszą linią aktywnych kobiet stoi, a w zasadzie leży, drugi szereg. Wiecznych śpiących królewien. One są antybohaterkami tegorocznego Trzeciego Oka.
Osoby apatyczne i aspołeczne, wewnętrznie rozmemłane jak niepościelone łóżko, spędzające życie na nicnierobieniu, pogrążone w marzeniach i życiowym letargu. Ich kwaterą główną jest sypialnia, a mottem ucieczka od wszystkiego. O śpiących królewnach na Nowych Horyzontach opowiada Ewa Szabłowska, kuratorka sekcji Trzecie Oko.
Wszyscy wiemy, że spędzanie w łóżku całego dnia jest moralnie dwuznaczne. Pobudka, prysznic, gimnastyka – to abecadło zdrowego trybu życia i psychofizycznej formy. Tylko zgniłki chcą cały dzień spędzać w pościeli: nieroby, książkowe mole i barowe ćmy, narkomani, dzieci milionerów, prostytutki, artyści, nastolatki i słabeusze. Budzą się zmęczeni, aby w letargu przez kolejny dzień nie stawić czoła rzeczywistości.
Figura śpiącej królewny, która przez sto lat czeka uśpiona, aż pocałunek księcia przywróci ją do życia, znana jest z bajek i niezliczonych adaptacji literackich, malarskich i filmowych. Sto lat to 35600 dni i nocy apatii. Nic dziwnego, że śpiąca królewna jest symbolem absolutnej kobiecej bierności i niewygodnym wzorem dla milionów współczesnych młodych kobiet, które aż przebierają nogami, by wziąć los w swoje ręce. Jednak – nie tylko nie znika z horyzontu, lecz w nowych wcieleniach mości się w coraz to nowszych łóżkach i na materacach. Jak to możliwe, że jej trujący czar nadal emanuje? Najwyraźniej jest w figurze śpiącej królewny coś bardzo aktualnego, wiele mówiącego o nas i naszych relacjach ze światem.
Królewny, odbywające swój bunt na leżąco, w samotności własnych łóżek wydawać się mogą jednostkami bezużytecznymi. Ale można też spojrzeć z innej strony: czy poprzez sen i w swojej całkowitej bierności nie realizują najwyższych form oporu? Śpiące ciała nie uczestniczą w wyścigu i konsumpcji, nie są podatne na propagandę i socjotechniki. Odłączone od systemu, są forpocztą letargicznej rewolucji.
Współczesna śpiąca królewna może mieć wiele wcieleń. W Moim roku relaksu i odpoczynku, wspaniale mizantropicznej powieści Ottesy Moshfegh, będącej inspiracją dla całej sekcji, narratorka chce zapaść w czarodziejski sen. Nie chodzi o odświeżający ośmiogodzinny standard, lecz full time hibernację na cały sezon, a najlepiej rok. Z asystentki w galerii na Manhattanie zmienia się w rekreacyjną lekomankę. Gdyby Fassbinder kręcił „Seks w wielkim mieście”, tak wyglądałaby Carrie Bradshow odurzająca się wszystkim, co ma do zaoferowania późny kapitalizm: zakupami, jogą, sztuką, seksem i psychotropami – pisała recenzentka „New York Timesa”. Paradoksalnie dopiero zapadnięcie w sen prowadzi ją do przebudzenia z amerykańskiego marzenia.
Jako pacjentka prywatnej kliniki psychiatrycznej śpiąca królewna pojawia się W bezruchu (Stay Still) Elisy Mishto. Jest pacjentką trudną, zawsze i wszędzie odmawiającą uczestnictwa. Julie nie uczy się i nie pracuje. Jej nieliczne aktywności sprowadzają się do hodowania ślimaków, okazjonalnego seksu z nieznajomymi oraz snucia ekscentrycznych teorii społecznych, a raczej aspołecznych. Narcystyczna, odklejona od świata i arogancko obojętna wobec jego problemów, żyjąca w swojej bańce księżniczka twierdzi, że życie w bezruchu wymaga zaskakująco dużo akcji.
W Make Up w reżyserii Claire Oakley nastoletnia Ruth żyje jak we śnie. Podejmuje amatorskie śledztwo, by dowiedzieć się, kim jest tajemnicza kochanka jej chłopaka. Ruth porusza się śladem zmysłowych znaków, które zostawia rywalka. W łazience znajduje ślad szminki, w pościeli długi rudy włos. Czasem ma wrażenie, że ulega wzrokowym i słuchowym omamom, a dowody zdrady zdają się tylko wytworem fantazji. Make Up zaczyna się jak brytyjskie kino społeczne spod znaku Andrei Arnold, by za chwilę porzucić chronologię wydarzeń i przenieść się na podszyty erotycznym napięciem poziom snów i halucynacji w stylu Nicolasa Roega.
Tyko w ocenzurowanych bajkach dla dzieci księżniczka budzi się od pierwszego pocałunku. W starszych, bardziej brutalnych wersjach nawet urodzenie dziecka nie wybudzało jej ze snu. Tak też dzieje się w debiucie Sabriny Mertens zatytułowanym Pora wylinki (Fellwechselnzeit): już dorosła królewna została nawet matką. Przed córką i mężem chowa się w sypialni, całymi dniami leży w łóżku. A jeśli uda się jej wygrzebać z prześcieradła, nie rozstaje się ze swoim szlafrokiem. Zawieszona między dzieciństwem własnym a dzieciństwem córki, ucieka w głąb siebie. W Porze wylinki, mrocznym dzienniku rodzinnego rozkładu, łóżko nie jest meblem symbolizującym miłość, lecz ciemną przestrzenią przezywanych w samotności obsesji, wstydu, udręki zapętlonych myśli i bezsennych nocy.
W Mieście głęboko uśpionym (Gorod Usnul / In Deep Sleep), filmowym debiucie rosyjskiej reżyserki Marii Ignatenko, śpiąca królewna pojawia się w tle. Jest zjawą, wspomnieniem zmarłej żony bohatera. Razem z nią w niekończący się zimowy sen zapadli mieszkańcy zasypanego śniegiem miasta. Zahibernowani bezwładnie leżą w samochodach, na zamarzniętych chodnikach, w nieogrzewanych mieszkaniach. We śnie przypominającym śmierć nie czują nic. Tak, jakby nie tyle ich mózgi, lecz serca były uśpione. Nieprzytomne ciała - pogrążone w depresji, lenistwie, złej pogodzie i kacu - nie mają po co się budzić.
Czy miejsce snu wpływa na to, co śnimy? Odpowiedzi na to pytanie szukała Laurie Anderson w Institutional Dream Series z 1972 roku. W „performansie bez publiczności” artystka układała się do snu w rozmaitych miejscach: w bibliotece, na parkowej ławce, w damskiej łazience na uczelni, na plaży czy w holu biura imigracyjnego. Każda ze spędzonych poza domem ośmiu nocy była eksperymentem, a jej własne ciało instrumentem badawczym. W rezultacie powstał intrygujący fotodziennik z lapidarnymi streszczeniami snów i zdjęciami śpiącej w różnych pozach i miejscach Laurie. Co ciekawe, na jej liście nie było kina. Odżywcza drzemka w kinie jest niechlubną, lecz uświęconą festiwalową praktyką. Wszystkich zmęczonych otaczającą rzeczywistością zapraszamy do kina relaksu i odpoczynku na 20. Nowych Horyzontach.
Pełny program sekcji Trzecie Oko zostanie ogłoszony 20 października.