Filmy z Japonii, Węgier, USA, Indii czy Nigerii. Opowieści odświeżające zmysły, historie o tęsknocie za bliskością, a nawet filmowy masaż dla oczu. Prezentujemy „złotą dziesiątkę” (a nawet jedenastkę) Małgorzaty Sadowskiej – zestaw tytułów z tegorocznego programu, których nie można przegapić zdaniem programerki Nowych Horyzontów.
Sprzedaż dostępów do filmów online rozpocznie się już w najbliższy wtorek, 27 października, o godz. 12.00. Szczegóły na temat oglądania filmów online można znaleźć tutaj.
Choć widziałam Eden wiele miesięcy temu, nie opuszcza mnie obraz podróżującej autem kobiety w skafandrze kosmonauty, patrzącej na świat przez hełm oparty o szybę. Kocsis nakręciła jeden z najcichszych i najważniejszych filmów tego roku, na swój sposób film proroczy. W czasie izolacji, oddzieleni od siebie przez szyby, ekrany, przyłbice; tracimy bowiem kontakt z rzeczywistością i ze sobą. Czy Eden to film o depresji? O katastrofie klimatycznej, a może o wirusach i toksynach? O samotności? Pewnie, po trochu, o tym wszystkim – a najbardziej o tęsknocie za bezpośrednią, zmysłową relacją ze światem. Piękny, zapierający dech w piersiach film.
Patologiczna love story, docufiction o trosce, traktat o braku granic i o tym, jak dobrymi chęciami brukuje się piekło. Bohaterka tego filmu musi odpracować swoje alkoholowe wybryki w schronisku dla zwierząt, gdzie spotyka podobne sobie samotne, schorowane, niechciane istoty. Desperacko stara się je ocalić: z naciskiem na „desperacko”. Poruszające, empatyczne kino.
Cacuszko z programu AFF. Film o początkach, oglądany w epoce końca. Empatyczne, czułe i na swój sposób pionierskie kino, które czasy osadnictwa portretuje z nieoczywistej perspektywy. Podczas gdy tak zwany Dziki Zachód kojarzy nam się z koniem, bizonem bądź mułem, amerykańska reżyserka w centrum opowieści stawia krowę. A dwóch bohaterów tego westernu miast napadać na dyliżanse i strzelać się w samo południe, woli piec ciastka. Jest tu zapowiedź brutalnej eksploatacji „zasobów” ludzkich i zwierzęcych, przedsmak kapitalistycznej klasowej pogardy, ale Pierwsza krowa jest także przepiękną balladą o solidarności i przyjaźni: wartościach niemal dosłownie pogrzebanych przez chciwość. Cudowny film o tym, że tylko empatia może ocalić Zachód przed całkowitym zdziczeniem.
Czy zejście do kopalni (o tym jest Aragane) można uznać za podążanie w stronę czułości? Oczywiście, że tak. Eseje japońskiej reżyserki, podsumowujące jej lata spędzone w Sarajewie, w szkole Béli Tarra, przekonują, że empatia jest wspólnym językiem wszędzie tam, gdzie zawodzą słowniki. Przekraczając językowe i kulturowe bariery japońska reżyserka (tegoroczna, pierwsza laureatka Nagrody im. Nagisy Oshimy!) przypomina, że film to nie cel, lecz medium. Które pozwala poznawać innych oraz siebie; śmiało schodzić w głąb i penetrować ciemności.
Jeśli pragniecie filmowego odświeżenia zmysłów, nie przegapcie nigeryjskiego filmu o migracji, który zaprasza nas do miejsca, gdzie ta wędrówka się zaczyna; do momentu, gdy kiełkuje pierwsza myśl o wyjeździe. Rozgrywający się w Lagosie, zrealizowany na taśmie 35 mm, Eyimofe to także traktat o świecie wymagającym nieustannej naprawy – od telewizorów przez międzyludzkie relacje, po całe państwa; i o tych, którzy ów wieczny trud sklejania, przykręcania, recyclingu dźwigają na swoich barkach.
Masaż dla oczu.
W stepie szerokim, którego okiem nawet sokolim nie zmierzysz, mieszka Mariam: dobra matka i posłuszna żona. W każdym razie do dnia, w którym jej mąż znika. Jako kobieta samotna, Mariam przeżywa dramat: nie jest przygotowana do samodzielności. Przekleństwo okazuje się jednak darem i kobieta powoli staje na własnych nogach, odkrywając drzemiącą w niej energię i siłę. Poruszający, intymny debiut kazachskiej reżyserki.
Niepokojąco aktualny film o mowie nienawiści i nakręcanej przez nią spirali przemocy, o tym, jak ów raz wprawiony w ruch mechanizm nie zatrzyma się, dopóki czegoś lub kogoś nie zniszczy. Ale to, co w filmie młodego indyjskiego reżysera urzeka mnie szczególnie, to jego wrażliwość: oko do detali, poczucie humoru, mistrzostwo w budowaniu napięcia niemal od niechcenia, talent do tworzenia świetnych dialogów. Perełka.
To już repertuar AFF. Biała trufla wśród pospolitej filmowej grzybni, balsam dla duszy, czysta rozkosz, jaką przynosi obcowanie z tak cennymi okazami. Mowa tu o włoskich dziarskich staruszkach i ich pieskach – wytrawnych poszukiwaczach trufli. Pasja i tradycja kontra kapitalizm i rynki. Opowieść o miłości do życia i celebrowaniu przyjemności. Humor i melancholia. Najlepiej ujął to Kabaret Starszych Panów: „Na grzyby – w aromatów pełen las / Na grzyby – przed wyjazdem słuchaj sprawdźmy gaz / Weźmy czegoś parę kropel / A na drzwiach wywieśmy o tem / Że ruszyliśmy w sobotę / bo powzięlismy ochotę”. Nie wiem jak wy, ale ja idę!
Pokochałam ten film od pierwszej sceny. Za swojskość i obcość chichoczące razem nad stojącym w letnim sadzie stołem. Absurdalna, dziwna, empatyczna, perwersyjna opowieść o pewnej rodzinie trzymającej się normalności, niczym tonący brzytwy, wytrąca z wszelkich filmowych przyzwyczajeń. Oglądanie tego filmu jest równie poruszające, jak obserwowanie własnych na niego reakcji: nieprzewidywalnych i nieoczywistych. Film zaskakujący, jak wybuch śmiechu na pogrzebie.