Rungano Nyoni o filmie
Wszyscy mówili, że pierwszy film łatwiej zrealizować w Wielkiej Brytanii, a potem, w przyszłości zabrać się za trudny zambijski temat. Ale ja nie mogę myśleć o idei, tylko dlatego że znalazłabym dla jej realizacji pieniądze. Najpierw miałam pomysł na film, a dopiero potem zaczęłam się zastanawiać nad możliwością pozyskania funduszy z różnych miejsc, by zacząć pracę nad scenariuszem. W końcu te "miękkie fundusze" uzyskałam z Francji, Szwajcarii, Holandii i Walii. "Miękkie", bo gdybym nie zdobyła więcej, wykorzystałabym je do zrobienia filmu. Napisałam scenariusz, co było stosunkowo łatwe. Nawiązałam kontakt z różnymi organizacjami i festiwalami, starałam się uzyskać jak najwięcej pieniędzy skądkolwiek się da, nie tylko z jednego źródła. To był ból głowy dla wszystkich! Ale jak zdążyłam zauważyć, afrykańskie filmy mają małe szanse na dofinansowanie na międzynarodowym rynku, a ja tak bardzo liczyłam na sukces. Wtedy przyszły fundusze z MFF w Berlinie, World Cinema Fund, także z rotterdamskiego Hubert Bals Fund oraz z BFI, Wales i CNC. Pomyślałam, że jeżeli projekt się nie uda, to będzie tylko moja wina, żadnych wymówek.
Moim operatorem został David Gallego, autor zdjęć do filmu W objęciach węża, ponieważ chciałam zrealizować rzecz prawdziwie kinematograficzną. Do tej pory uczyłam się kina w praktyce. Nie skończyłam szkoły filmowej, jestem samoukiem, realizując swoje krótkie metraże, na bieżąco poznawałam język filmowy. Dlatego przy okazji debiutu chciałam zrobić coś naprawdę kinowego - coś takiego, żebyś mógł ściszyć dźwięk i tylko patrzeć, jak u braci Coen. To jest bardzo proste, bardzo jasne. Właśnie tego chciałam dla mojej bajki - prostoty i czystości.
Jeżeli chodzi o kobiety - trudna sprawa, bo chciałam, żeby pochodziły z różnych plemion. Dostaliśmy je ze stolicy kultu czarownic w Zambii, bardzo chciałam mieć na planie ludzi stamtąd i udało mi się zwerbować 15 kobiet. Mieliśmy sporą ekipę zajmującą się castingami, w pewnym momencie poszukiwaniami zajmowała się nawet moja mama. Znalezienie dziewczynki okazało się najtrudniejsze, przed odkryciem Maggie (ktoś przez przypadek zrobił jej zdjęcie) obejrzeliśmy ok. 900 małych kandydatek do roli i wszystko na marne. Prosiliśmy wielu ludzi, żeby - jak tylko zobaczą kogoś interesującego - od razu przyprowadzili go na przesłuchanie.
Moja pierwsza myśl była właśnie taka, że to ma być bajka i wszystko jej podporządkowałam. Zbadałam wiele prawdziwych oskarżeń o czary, odwiedziłam obozy dla czarownic, przestudiowałam mitologię, w efekcie używając własnej wyobraźni połączyłam ze sobą badania prowadzone w różnych krajach z ideą bajkowych opowieści w kinie. To mieszanka, nie wiem, gdzie zaczyna się fikcja, a kończy rzeczywistość. Bajka wydaje się najlepszym zambijskim sposobem na opowiadanie historii. Wychowałam się na tym.
Dążenie do absurdu, zabawy i satyry było dla mnie zawsze bardzo ważne. Chciałabym w ten sposób ludzi w coś zaangażować. Ludzie nie wiedzą, albo wiedzą mało, bo nie mamy zbyt wielu filmów o Afryce. Próbuję zaangażować ich w temat, unikając grania kartą litości i afrykańskiego porno, po obejrzeniu którego poczują wyrzuty sumienia i odkryją Afrykę. Staram się angażować i skłonić ich do myślenia, by mogli odnieść się do sytuacji. Humor wydaje mi się najlepszą drogą. Chcę dotrzeć, w finale, do swoich uczuć krążących wokół tego tematu, do źródeł mojej złości, ale próbuję dotrzeć do tego właśnie poprzez humor, żebyśmy wszyscy mogli pokonać dystans.
mubi.com
Interesował mnie sposób, w jaki ludzie narzucają innym często absurdalne reguły i jak trudno je przekroczyć, nawet jeżeli są niewypowiedziane, ale odnoszą się do społeczeństwa i tradycji.
Zastanawiałam się, ustawiając kamerę w obozie dla czarownic, co mogłoby wywołać w nim poruszenie. Uznałam, że być może pojawienie się kogoś młodszego, dziecka, na które trzeba zwrócić uwagę, spowoduje, że - nawet jeżeli kobiety stamtąd nie myślą już o sobie - myśląc o nim, łatwiej dostrzegą niesprawiedliwość.
cineuropa.org
Kiedy byłam nastolatką, wypożyczyłam z działu kina światowego lokalnej biblioteki film "Pianistka", bo podobało mi się zdjęcie na okładce dvd. Teraz to jeden z moich ulubionych filmów. Chciałam być jak Isabelle Huppert, jej kreacja wywarła na mnie ogromne wrażenie. Szybko zdałam sobie jednak sprawę z tego, że nie mogę być jak Isabelle Huppert, nie jestem tak dobrą aktorką. Jednocześnie zaciekawiła mnie reżyseria. Można powiedzieć, że to był moment przełomowy, w którym zrozumiałam, że umiejętna reżyseria może wywierać na ludzi realny wpływ.
W moim filmie chciałam podkreślić, że mamy do czynienia z teraźniejszością, to współczesny film. Wiara w czary - nie mam z tym problemu, możesz wierzyć w cokolwiek - czary, voodoo, możesz być poganinem. Jednak nie ulega wątpliwości, że ta wiara jest dla kobiet źródłem opresji. W ramach przywiązania do duchowości znaleziono skuteczny sposób represjonowania kobiet, znaleziono sposób, by je kontrolować. To przypomina okaleczanie kobiecych genitaliów, jest jednym z aspektów kultury - przekonują jej członkowie, ale to nieprawda, to krępowanie ruchu kobiet, okropne i bolesne.
Co dał mi ten projekt? Nauczyłam się, jak osiągać cele w zgodzie ze sobą, nie będąc niewolnicą dziewczęcości. Moja matka ostrzegała mnie przed nią, mówiła: nie przepraszaj, nie bądź zbyt uprzejma. Nauczyłam się, że czasami muszę powiedzieć: To jest właśnie to, czego potrzebuję, jak mogę to zrobić?, zamiast czuć się winną, złą, pełną obaw, myśląc, że wyglądam jak suka. To było trudne i zabrało mi sporo czasu.
lwlies.com
Media o filmie
"Reżyserka tego filmu pochodzi z Zambii, ale filmowe wykształcenie odebrała w Wielkiej Brytanii - ta podwójna tożsamość Nyoni zdeterminowała jej spojrzenie na portretowaną rzeczywistość. Opowiada o niej jako ktoś, komu udało się z niej wyjść i spojrzeć z dystansu. Ta zmiana perspektywy - przynajmniej częściowe wyjście z własnej kultury jest właśnie głównym tematem filmu. (...) Nyoni demistyfikuje magiczną naturę afrykańskiej rzeczywistości, ukazując niektóre z tamtejszych praktyk jako opresyjne i zwyczajnie kłamliwe - rozbudowany system kultury tradycyjnej, utrzymywany przez rząd jedynie w celach komercyjnych, okazuje się z jednej strony skostniały i absurdalny, ale z drugiej wciąż w społeczeństwie żywy. Nyoni przedstawiła reprodukcję kulturową jako proces sterowany zewnętrznie, cynicznie i interesownie (…). "Nie jestem czarownicą" to film zarazem niezwykle mocny i bezwzględnie krytyczny, ale równocześnie niewymownie śmieszny. Zadaje celny cios nie tyle kulturze tradycyjnej, co jej cynicznemu wykorzystywaniu przez lokalnych polityków, nie dramatyzmem, lecz niezwykle ostrą satyrą. (...) to ewidentnie dzieło z misją, która jednak w żaden sposób nie przesłoniła walorów artystycznych. "Nie jestem czarownicą" działa nie tylko swoją intelektualną głębią, ale również świetną, przemyślaną warstwą audialną i wizualną."
Michał Piepiórka, "Bliżej Ekranu"
"Pewnego dnia, Shula - wybrana przez pana Bandę - jednego z wysoko postawionych urzędników jedzie aby wziąć udział w procesie sądowym. Jako czarownica ma wybrać winnego kradzieży. W końcu wie - a duchy przez nią przemówią. Po wskazaniu podejrzanego okazuje się, że rzeczywiście - Shula miała rację. Od tego momentu pan Banda jest przekonany, że Shula powinna wziąć udział we wszystkich procesach. Zabiera nawet małą czarownicę do lokalnego talk show i za jej pośrednictwem promuje nowy produkt - kurze jajka, które przyniosą dobrobyt wszystkim tym którzy je zjedzą.Nie jestem czarownicą to nie tylko świetny pomysł, ale również bystre dialogi i zabawne scenki rodzajowe. To pełen dystansu portret Afryki, który momentami jest zderzony z absurdem zachowań turystów (Shula, nie płacz. Zrobię Ci zdjęcie iphonem). Okraszony hitami z pierwszych miejsc list przebojów sprawia, że inaczej spojrzymy na to co globalne i lokalne… Bo kiedy z jednej strony czarownice marzą o peruce, która przypomina włosy Rihanny, to z drugiej strony rząd nakazuje im sprowadzenie na kraj deszczu podczas morderczo suchej pory."
Anna Pawluczuk, "Filmowy kot"
"Pomimo trudnej tematyki, film stworzony został bez jakiejkolwiek martyrologii. Swoją tragikomedię Nyoni przedstawia z zaskakującą lekkością. Przeplata się w niej radość i smutek, chwile powagi mieszają się z elementami absurdu. Wszystko to pokazuje naturalność i autentyczność zaprezentowanych postaci. Autorka "Nie jestem czarownicą" garściami czerpie z ludowych mądrości, dzisiejszego "ucywilizowania" południowej Afryki oraz prawdziwych obozów dla czarownic znajdujących się na tamtych terenach. Fabuła jawi się jako smutna baśń zamknięta w otoczce pełnych humoru scen. Widz bowiem nie może powstrzymać się od uśmiechu, kiedy słyszy niedorzeczne oskarżenia oparte na wyśnionych historiach lub gdy jest świadkiem abstrakcyjnego sposobu rozstrzygania sądowych sporów.
Film uwodzi nie tylko treścią, ale również formą. Pełen jest długich, statycznych ujęć przedstawiających pustynne krajobrazy, czym momentami przypomina "Safari" Seidla. Idealna symetria nie jest w nich jednak ważniejsza od pełnego niepokoju, niemego oczekiwania na rozwój akcji. Każda kolejna sekunda ekranowego milczenia wzbudza coraz większą niepewność co do przyszłego biegu wydarzeń. (…)
Rungano Nyoni swoje dzieło postanowiła zakończyć bardzo emocjonalnie. Zdecydowała się zwrócić Shuli wolność. Robi to jednak w taki sam sposób, w jaki przedstawia nam historię małej "czarownicy" - przewrotnie. Wychodząc z tego seansu widz czuje rozdarcie w stosunku do zaproponowanego mu przez reżyserkę happy endu. Najsmutniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że dla tej opowieści nie da się znaleźć właściwego finału."
Katarzyna Ryba, "16 milimetrów"
"Nyoni, rozczarowana sposobem, w jaki pokazywana jest Europejczykom Afryka - zazwyczaj jako barwna i egzotyczna, ale nieco zasmucająca i zacofana kraina - zdecydowała się na humorystyczne i niedosłowne ujęcie tematu. Wątpię, by artystka wierzyła w możliwość obiektywnego opowiedzenia swojej historii, mimo to stara się nie stawiać jednoznacznych i rozstrzygających ocen. Dyskretnie przychyla się do krytyki dyskryminacyjnego charakteru afrykańskiego zwyczaju, jednak nie ze względu na prymitywny charakter wierzeń lokalnej ludności, ale nierównościowe wykorzystywanie ich w praktyce (uderzają głównie w starsze kobiety i dzieci). Sposób, w jaki reżyserka buduje swój obraz, jest niezwykle subtelny - zachowania i poglądy bohaterów nie są ani poddawane ocenie, ani tym bardziej piętnowane. Wyestetyzowany i pełen metafor film przybiera ostatecznie postać baśni i zyskuje alegoryczny rys. Jak zauważa Nyoni, choć film osadzony jest w bardzo specyficznej przestrzeni, postawione przezeń pytania mogą zyskać wymiar symboliczny. Reżyserka twierdzi, że jako kobieta od lat mieszkająca i wykształcona na zachodzie sama staje przed podobnymi dylematami. Pytanie, które na początku filmu musi zadać sobie Shula, można by zatem sparafrazować: czy żyć jako kobieta, z wszelkimi społecznymi konsekwencjami tego wyboru, czy zdecydować się na rebelię i wybierając wolność, skazać na społeczny ostracyzm?"
Teresa Fazan, "Respublika"