Aki Kaurismäki – kolejny raz w karierze – dokonał rzeczy pozornie niemożliwej. Ulubieniec nowohoryzontowej publiczności nakręcił pogodny i przepełniony nadzieją film, którego akcja toczy się wokół szalejącego na świecie kryzysu migracyjnego. Za sprawą „Po tamtej stronie” fiński mistrz ugruntował pozycję jednego z najważniejszych, obok Kena Loacha i braci Dardenne, humanistów współczesnego kina.
Nowy film Kaurismäkiego, choć utrzymany w poetyce krzepiącej baśni, chwilami bywa dosadny. Reżyser nie ukrywa, że wrogi stosunek Europejczyków do uchodźców z Bliskiego Wschodu budzi w nim autentyczny gniew. W jednej z pierwszych scen ostrze jego krytyki godzi także w Polskę. Trudno uwolnić się od poczucia wstydu, gdy Khaled, główny bohater filmu, wspomina, że "stał się ofiarą ataku skinheadów w polskim mieście Gdańsk". Jeszcze więcej goryczy pojawia się na ekranie pod adresem Finlandii, w której ostatecznie zatrzymuje się uciekający z Syrii mężczyzna.
Kaurismäki udowadnia, że jego ojczyzna ma niewiele wspólnego ze stereotypowym, socjalnym rajem. Przybywający do tego kraju uchodźcy zamiast z ciepłym przyjęciem spotykają się z niechęcią, wzmacnianą dodatkowo absurdalnymi przepisami i biurokratycznymi przeszkodami. Gorzka ironia, z jaką reżyser w swoim filmie przedstawia dotykającą fińskie społeczeństwo erozję poczucia wspólnoty, budzi skojarzenia z optyką Erika Gandiniego, zaprezentowaną w głośnej "Szwedzkiej teorii miłości". Ostatecznie jednak Kaurismäki snuje swą opowieść na własnych warunkach i przekonuje, że tam, gdzie zawodzi ogół, zawsze jeszcze można liczyć na dobroć jednostek.
Osią "Po tamtej stronie" okazuje się niespodziewana więź między Khaledem a rozkosznie nieudolnym restauratorem Wikströmem. Przyjaźń obu mężczyzn wydaje się funkcjonować według dobrze znanej z "Ziemi obiecanej" zasady: "Ty nie masz nic, ja nie mam nic, więc razem mamy akurat tyle...". Zarówno Khaled, jak i Wikström przypominają także kolejne wcielenia ulubionej postaci Kaurismäkiego – Chaplinowskiego Włóczęgi. Zapewne właśnie z tego powodu humor "Po tamtej stronie" opiera się głównie na slapsticku, podszytym dyskretną melancholią.
Kaurismäki zanadto lubi swoich bohaterów, by ostatecznie nie dowartościować ich pokory i nie zafundować pocieszenia. Choć niektórzy oskarżają Fina o uciekanie od prawdziwych problemów w świat fantazji, to jednak nie sposób się z nimi zgodzić. Utopia ukazana w „Po tamtej stronie” jest na tyle dyskretna i skromna, że w czasie seansu wydaje się na wyciągnięcie ręki.
Piotr Czerkawski
Krytyk filmowy, dziennikarz, doktorant Uniwersytetu Wrocławskiego (przygotowuje pracę o twórczości Erica Rohmera). Laureat Nagrody Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej w kategorii "Krytyka filmowa". Stale współpracuje między z innymi z miesięcznikiem "KINO" i portalem Filmweb.pl. Od znanej polskiej reżyserski usłyszał o sobie "trochę szalony, ale w sumie w porządku".