English

Dajemy sobie czas na myślenie [rozmowa z Katherine Waugh i Fergusem Dalym]

Natalia Gruenpeter
5/08/17
Katherine Waugh i Fergus Daly, fot. Laura Ociepa
Cannes w Muranowie!

Coraz więcej filmów, coraz mniej czasu? Z tym dylematem zmagają się niemal wszyscy, nie tylko podczas festiwalu. O tym, jak doświadczamy czasu i jak nie ulec presji, by za wszystkim nadążać, opowiadają Katherine Waugh i Fergus Daly, twórcy filmowego eseju "Sztuka czasu".

Natalia Gruenpeter: Czas jest abstrakcyjnym tematem. W "Sztuce czasu" próbujecie ująć go w sposób intelektualny, ale też emocjonalny. Skąd pomysł na nakręcenie takiego filmu?

Katherine Waugh: To wynikało z intelektualnych poszukiwań, ale także z zainteresowania politycznymi konsekwencjami tego, jak rozumiemy czas – między innymi standaryzacją czasu czy szeroko rozpowszechnionym mitem mówiącym, że przyspieszenie jest czymś koniecznym, normalnym i pozytywnym. Jesteśmy wykształceni w obszarach takich jak filozofia, film i literatura, dlatego zależało nam na tym, żeby nasz projekt był interdyscyplinarny, żeby łączył różne obszary sztuki i myśli. Bardzo interesowała nas też filozofia Paula Virilio, który wiele pisał o relacjach między kinem a polityką, o prędkości i przyspieszeniu.

Fergus Daly: Równie istotny był dla nas Gilles Deleuze, który pisał o sposobach przedstawiania i ujmowania czasu w kinie. Kiedy w 1985 roku ukazała się książka "Kino 2. Obraz-czas", wywarła na nas olbrzymi wpływ. Od tego momentu zaczęliśmy myśleć o nakręceniu filmu o czasie, ale zrealizowaliśmy ten pomysł dopiero dwadzieścia lat później.

Dlaczego? Czy ten czas był potrzebny na rozwinięcie pomysłu?

K.W.: Przede wszystkim byliśmy zajęci pracą, pisaniem, głównie na temat kina i sztuki. Poza tym niełatwo było sfinansować produkcję takiego filmu-eseju, który nie ma charakteru komercyjnego, który jest intelektualne wymagający. Możliwość nakręcenia filmu pojawiła się wraz z konkursem, w którym wzięliśmy udział. Podczas realizacji dużo podróżowaliśmy, kręciliśmy między innymi w Berlinie, Nowym Jorku, Londynie, Paryżu, co wymagało sporego budżetu.

F.D.: Poza tym ten czas był potrzebny na doskonalenie warsztatu. Filmy zacząłem kręcić dopiero w 2001 roku, wtedy zacząłem pracę nad filmem "Abbas Kiarostami: The Art of Living". Zdobyłem doświadczenie i praktyczne umiejętności, których potrzebowałem, aby zmierzyć się z tak olbrzymim tematem jak czas. Kiedy już zdobyliśmy nagrodę w 2007 roku, realizacja "Sztuki czasu" zajęła nam dwa lata.

Jak wyglądała praca nad filmem?

K.W.: To był tak olbrzymi i fascynujący temat, że otwierał nieskończoną ilość wątków. Mieliśmy też bardzo długą listę osób, z którymi rozmawialiśmy i które chcieliśmy zaprosić do udziału. To wyglądało na projekt, który można realizować w nieskończoność, ale mieliśmy też pewne ograniczenia związane z nagrodą, na przykład film nie mógł być dłuższy niż dwie godziny.

Oczywiście nakręciliśmy o wiele więcej materiału, dlatego mamy 24-godzinną wersję filmu z rozbudowanymi segmentami poświęconymi poszczególnym osobom, niektóre fragmenty pokazujemy też w galeriach jako wieloekranowe instalacje. To odpowiada naszemu pragnieniu, żeby film uczynić bardziej kontemplacyjnym, żeby dać odbiorcy więcej czasu na namysł.

Jak pogodziliście filozoficzne treści z bardziej poetyckim, osobistym tonem?

F.D.: Wypracowaliśmy to w montażu. Zakładaliśmy, że nie będziemy stosować wyrazistej struktury narracyjnej, dlatego podzieliliśmy materiał na segmenty, które są połączone logiką narastania. Czasami montaż opierał się na jakimś wyrazie twarzy, emocji łączącej naszych rozmówców. 

K.W.: Nie chcieliśmy zrobić filmu akademickiego. Kiedy w latach dwudziestych ubiegłego wieku Henri Bergson prowadził otwarte wykłady na temat czasu, ludzie ustawiali się w kolejce, aby go wysłuchać. Nie tylko badacze. Temat czasu jest ważny i powinien być analizowany w sposób dostępny dla każdego. Artyści, architekci, pisarze zmagają się z tym problemem, ale ich praca wpływa nas wszystkich. Kiedy na przykład architekt projektuje budynek albo publiczny pomnik i zastanawia się nad problematyką czasu, efekt jego pracy i przemyśleń będzie dotyczył każdego. Dlatego sądzę, że ważne jest takie ujmowanie tematu, które przemawia do szerokiej publiczności, zwłaszcza w kontekście gatunku takiego jak esej. Umożliwia to konceptualizację pojęć, zarysowanie siatki zależności, w którą wpisują się różne idee i praktyki.

Czy powracający w filmie pejzaż miasta jest jednym z takich obrazów, które przemówią do każdego widza?

K.W.: Miasto stoi w samym centrum debaty na temat rodzącego się kapitalizmu, prędkości i przyspieszenia życia. Stało się ważnym wątkiem refleksji w końcu XIX wieku, jest obecne w myśli Charles’a Baudelaire’a i Waltera Benjamina. Chcieliśmy to uchwycić, ponieważ to wciąż bardzo istotny koncept. Większość ludzi kojarzy powolność z wsią, a prędkość z miastem. Zwykle tak jest, ale czasami to nadmierne uproszczenie. W tej chwili wiele osób mieszkających na wsi jest połączonych z Internetem, funkcjonuje i doświadcza różnych wymiarów czasu niezależnie od tego, gdzie mieszka.

"Sztuka czasu" powstała osiem lat temu – to całkiem niedawno, ale postęp technologiczny sprawia, że świat zmienia się bardzo szybko. Jak dzisiaj patrzycie na swój film i problem czasu?

F.D.: Byliśmy wtedy świadomi tego, że świat się bardzo szybko zmienia, chcieliśmy uchwycić ówczesny stan, to, co wtedy było ważne.

K.W.: Ale z drugiej strony w filmie ważna jest też idea antycypacji. Z dużą ostrożnością podchodzę do stwierdzenia, że człowiek żyjący w teraźniejszości najlepiej rozumie wszystkie jej aspekty. Wielcy filozofowie i myśliciele, tacy jak Nietzsche, Bergson, Deleuze czy Foucault, potrafili usytuować się w konkretnym momencie, ale też antycypowali zmiany w świecie. Inny aspekt tego, jak dzisiaj patrzymy na nasz film, wypływa z osobistej perspektywy. Kilka osób zaangażowanych w "Sztukę czasu" już nie żyje. Chantal Akerman popełniła samobójstwo, niedawno zmarł Vitto Acconci, zmarli też nasi dwaj współpracownicy, operatorzy. Inaczej też patrzymy na cały materiał – niektóre z wątków wydają nam się teraz jeszcze bardziej znaczące.

Zmienił się nasz stosunek wobec czasu?

K.W.: Obserwuję teraz więcej oporu wobec przyspieszenia – wielu młodych artystów i kuratorów pozbywa się smartfonów, odcina się od nieustannej obecności online. Chyba dotarliśmy do jakiegoś momentu przesycenia, zmęczenia. Dlatego wartościowe są takie inicjatywy jak Podlasie Slow Fest, z którego właśnie wracamy. Zaczynamy dostrzegać to, jak wiele wysiłku trzeba włożyć w stworzenie środowiska, w którym możemy doświadczać różnych wymiarów czasu. 

Jak sami radzicie sobie z nadmiarem filmów, książek i artykułów oraz brakiem czasu? Czy wypracowaliście jakieś strategie?

K.W.: Żyjemy w bardzo spokojnym, wiejskim środowisku. Spędzamy dużo czasu w samotności, czytamy i dajemy sobie czas na myślenie. Staram się też nie korzystać zbyt dużo z Internetu, używam go przede wszystkim do celów naukowych. Rzadko też używam telefonu. Oczywiście mamy też okresy, w których intensywnie uczestniczymy w kulturze, ale zwykle są one krótkie. Uważam, że nie można ulegać presji, by za wszystkim nadążać. Trzeba powiedzieć sobie, że nie musimy wiedzieć wszystkiego o współczesnej kulturze. Czasami lepiej odłożyć coś, jeżeli nie mamy czasu na przyswojenie i przemyślenie tego, jeżeli nie możemy tego w pełni doświadczyć.

F.D.: Ja często czytam literaturę piękną. Lektura pozwala doświadczać innych wymiarów temporalnych. Czuję, że podążanie za tą pasją ułatwia mi stawianie oporu technologicznym wyzwaniom.

Rozmawiała Natalia Gruenpeter

"Sztuka czasu"


Natalia Gruenpeter

Nauczyciel akademicki, filmoznawczyni, edukatorka i animatorka kultury, redaktorka działu filmowego dwutygodnika "artPAPIER”, interesuje się kulturą amerykańską i fotografią, uwielbia kino Gregga Arakiego, z gazetą festiwalową "Na horyzoncie” związana od 2009 roku.


czytaj także
Recenzja Kaurismäki na prezydenta ["Po tamtej stronie"] 5/08/17
Wywiad Słoń poślubił gołąbka 5/08/17
Wywiad Manifestacje to za mało [rozmowa z Mortenem Traavikiem] 5/08/17
Wywiad Tylko ja i… film [rozmowa z Sebastianem Smolińskim] 5/08/17

Newsletter

OK