W Polsce dość silna jest idea umierania za ojczyznę, a może lepiej byłoby za nią po prostu żyć? Myśleć o ekonomii, rozwoju, edukacji. To jest dla mnie podstawa mądrego patriotyzmu - mówi Aleksandra Terpińska, reżyserka filmu "Najpiękniejsze fajerwerki ever".
Kuba Armata: Mimo obecności filmu na wielu festiwalach "Najpiękniejsze fajerwerki ever" zobaczyłem dopiero we Wrocławiu. Twój film nabrał dość przerażającej aktualności. Pracowałaś nad nim pewnie, kiedy było trochę spokojniej?
Aleksandra Terpińska: Zaczęłam pisać scenariusz dwa lata temu, kiedy nikt jeszcze nie spodziewał się tego, co rozegra się w naszym kraju. Zainspirowały mnie wydarzenia na Ukrainie, bo nagle uświadomiłam sobie, że konflikt może dotyczyć nas bardziej, niż się tego spodziewaliśmy. Przez to, że żyjemy w grajdołku, gdzie jest miło i przyjemnie, tracimy czujność na to, co dzieje się dookoła nas. Utrata obywatelskiego obowiązku kontrolowania władzy właśnie zaczyna wychodzić nam bokiem.
Pokazujesz pewne ekstremum, sytuację hipotetyczną, której jeszcze nie doświadczyliśmy. Choć mam wrażenie, że dość niebezpiecznie się do niej zbliżamy.
Nie dziwię się specjalnie temu, co dzieje się teraz w Polsce. Obawiam się, że może dojść do jakiejś eskalacji, bo w tym regionie ostatnimi czasy nie było konfliktów zbrojnych. A kiedy za długo jest dobrze, to ktoś zawsze musi to zepsuć. Gdy spojrzeć na historię, można zdać sobie sprawę, że najczęściej ludzie nie spodziewali się wojny. Myśleli, że jakoś to będzie. Niestety, pamięć bywa krótka. Łatwo zapominamy o tym, co się działo, i po raz kolejny nam się to przydarza. Nie jest trudno to przewidzieć, kiedy uważało się na lekcji historii. Dynamika konfliktu jest ponadczasowa, uniwersalna. Z tym rodzajem demagogii, który często się pojawiał, mamy do czynienia i teraz. Zawsze znajdą się ludzie chcący to wykorzystać i zbić na tym ekonomiczny czy polityczny kapitał. Obecna sytuacja wynika też z tego, co działo się przed rządami PiS. Nie mamy chyba szczęścia do elit politycznych. Można także spojrzeć na to w jednostkowy sposób. Wielkie kłótnie między państwami łatwo da się porównać do konfliktów pomiędzy ludźmi. Być może moja ocena wynika z faktu, że raczej nie jestem optymistką.
Teraz chyba w ogóle o to trudno.
Myślę, że mimo wszystko trzeba się starać myśleć o tym, na co można mieć wpływ. Najgorsze, co możemy zrobić, to podnieść ręce do góry i powiedzieć, że nic nie możemy zrobić. O tym poniekąd jest mój film. Powinniśmy zacząć od zmian w naszym życiu. Największym grzechem jest zaniechanie, obojętność. Zło jest wynikiem zaniechania dobra oraz właśnie obojętności. Jeżeli damy przestrzeń złu, ono chętnie się rozpanoszy.
Twoi bohaterowie, jak zresztą całe młode pokolenie, żyją w pewnej utopii, bańce, bo nigdy nie musieli mierzyć się z poważnymi generacyjnymi problemami. Myślisz, że obecny moment jest rodzajem egzaminu?
Mówi się, że pokolenie powstaje wtedy, kiedy mamy do czynienia z jakimś wydarzeniem generacyjnym. Moje pokolenie zawsze cierpiało na brak w tej materii. Nie wydarzyło się nic takiego, co "zgarnęłoby" całą generację. Nie chciałabym, żebyśmy stawali przed takim egzaminem. Ale może będziemy musieli.
W filmie bohaterka grana przez Justynę Wasilewską mówi nagle: "Wszyscy umrzemy". Niby coś oczywistego, ale w takich okolicznościach te słowa nabierają chyba trochę innego znaczenia.
To ciekawe, bo tej kwestii nie było pierwotnie w scenariuszu. Wymyśliła ją Justyna w trakcie sceny. Uznaliśmy, że dobrze pasuje do całości. Trzeba mieć świadomość śmierci i tego, że życie jest kruche. Im szybciej zdamy sobie z tego sprawę, tym lepiej. Wtedy będziemy mogli je godniej wykorzystać.
Jest też scena, kiedy chłopak staje przed komisją wojskową i pada pytanie, jaki jest jego stosunek do ojczyzny. Odpowiada, że nie wie, nie myślał o tym. A ty?
Niestety, ale takie słowa jak "ojczyzna" pojawiają się zwykle w trakcie konfliktów, w momentach, kiedy trzeba jej bronić. Ktoś nachodzi twój dom i nagle okazuje się, że jesteś do niego przywiązany. Żyjemy w państwie, gdzie mit ojczyźniany jest bardzo mocny. To dobrze, choć zawsze powraca pytanie, czym dla nas jest patriotyzm i czy chcemy określać się jako obywatele tego kraju. W przypadku naszego pokolenia wyjazd do jakiegokolwiek zakątka świata nie jest większym problemem. Te pojęcia siłą rzeczy się rozluźniają. W Polsce dość silna jest idea umierania za ojczyznę, a może lepiej byłoby za nią po prostu żyć? Myśleć o ekonomii, rozwoju, edukacji. To jest dla mnie podstawa mądrego patriotyzmu. Teraz mamy do czynienia z patriotyzmem à rebours.
W dużej mierze zawłaszczony został przez krótko ostrzyżonych, postawnych mężczyzn w koszulkach z napisem: "Śmierć wrogom ojczyzny".
Tylko gdzie są ci wrogowie i dlaczego oni chcą ich zabijać? To hasło zawiera w sobie nienawiść, a ona nigdy nie prowadziła do czegoś dobrego. Nie chcemy w naszym kraju imigrantów, a Polacy w Anglii kim są? Jest w tej durnej szabelce wielka hipokryzja i skoncentrowanie się na sobie. Bardzo mi się to nie podoba. Każdy ma prawo rozumieć patriotyzm na swój sposób. Kiedy jednak wchodzi w to nienawiść i agresja, mam wrażenie, że nie o to walczyli nasi dziadkowie i rodzice. Nie wiem tylko, czy tym ludziom da się to wytłumaczyć. Musimy próbować, nie możemy oddzielać się grubą kreską. Problem polega na tym, że w naszym kraju - niestety - przestało się rozmawiać, a zaczęto się nawzajem obrażać.
Dwie główne bohaterki twojego filmu reprezentują odmienne podejście do tego, jak należy zareagować w sytuacji kryzysowej. Jedna to bardzo zaangażowana aktywistka, druga jest nieco cyniczna i zachowuje dystans. Do której jest ci bliżej?
Raczej jestem zdystansowaną osobą. Niełatwo mi się w coś zaangażować, bo zawsze dzielę włos na czworo i szukam okoliczności, które wyjaśniłyby sprawę. Staram się zrozumieć, a nie iść ślepo za czymś, co ktoś mi proponuje. Trzeba być czujnym i nie dać się zwieść ogółowi. Nie lubię narzekać, uważam, że jeżeli coś ci się nie podoba, to po prostu spróbuj to zmienić. To zdecydowanie lepsze niż siedzenie i narzekanie, a my uwielbiamy to robić. Poza tym wierzę w inicjatywy lokalne. Jeżeli masz odrobinę czasu, pomóż sąsiadce zrobić zakupy, wyprowadź psy w schronisku itd. Może to trochę naiwne, ale warto zrobić nawet mały krok w kierunku zmiany.
Studiowałaś psychologię, to ważne zaplecze dla ciebie jako reżyserki?
Wydaje mi się to ważnym i ciekawym zapleczem dla reżysera. Nie jest jednak tak, że robię filmy skoncentrowane na człowieku, bo studiowałam psychologię. Jest dokładnie odwrotnie. Poszłam na psychologię, bo drugi człowiek jest dla mnie ciekawy, ważny, wart wysłuchania. Wszystko to jest naturalną konsekwencją tego, kim jestem. Mając z tyłu głowy wiedzę na temat pewnych mechanizmów, łatwiej czasami dojść, dlaczego postać zachowuje się tak, a nie inaczej. Pomaga to też w pracy z aktorami.
Powiedziałaś kiedyś, że z reżyserią nie trzeba się spieszyć. Najpierw powinno się napatrzeć. Ty się napatrzyłaś?
Chyba jeszcze nie. Cały czas patrzę. Każdy ma jakąś swoją drogę. Moja jest dość wolna, wszystkie tematy muszę wychodzić. Zanim coś napiszę i o czymś opowiem, jest krew, pot i łzy.
To o czym teraz opowiesz?
Właśnie teraz jest ten moment na krew, pot i łzy [śmiech].
Rozmawiał Kuba Armata
Dziennikarz filmowy. Pisze m.in. dla "Kina”, "Magazynu Filmowego” i Wirtualnej Polski. Autor ponad dwustu rozmów z ludźmi kina m.in. z Davidem Lynchem, Darrenem Aronofskym czy Xavierem Dolanem. Członek Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych Fipresci.