Świat reaguje strachem na to, co nowe i nieznane. To smutne, bo zamiast spróbować coś poznać, od razu wystawiamy kolce. Budujemy mur, jednocześnie przeprowadzając atak – mówi Daniela Vega, odtwórczyni głównej roli w filmie Sebastiána Lelio "Fantastyczna kobieta".
Marta Bałaga: Po premierze filmu na festiwalu w Berlinie Sebastián Lelio powiedział, że byłaś dla niego kimś więcej niż tylko aktorką. Byłaś jego przewodnikiem.
Daniela Vega: Poznaliśmy się kilka lat temu, gdy szukał informacji na temat środowisk transseksualnych w Chile. Chciał opowiedzieć o takiej postaci w nowym projekcie. Okazało się, że mamy wspólną przyjaciółkę, i szybko się ze mną skontaktował. Uznał, że jestem tym właściwym adresem, pod który warto zwrócić się z pytaniami [śmiech]. Szybko staliśmy się sobie bliscy i kiedy po kilku latach skończył scenariusz do "Fantastycznej kobiety", okazało się, że napisał go, myśląc właśnie o mnie. Zadzwonił do mnie, mówiąc: "Chcesz zagrać w tym filmie?". Od razu się zgodziłam.
Lelio słynie z tego, że uwielbia silne kobiece postaci. Taka była tytułowa Gloria, taka jest Marina w "Fantastycznej kobiecie". Miałaś świadomość tego, że cała uwaga skupi się wyłącznie na tobie?
Jakiś czas temu ktoś zapytał mnie, które sceny były dla mnie najtrudniejsze. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą: wszystkie. Sebastián, tworząc dla mnie postać Mariny, powierzył mi pewne konkretne zadanie. Miałam do spełnienia misję i właśnie tak podeszłam do tej roli, starając się wykonać ją jak najskrupulatniej. Poświęciłam rok pracy na to, by poznać Marinę i nauczyć się wszystkiego, co powinna robić. Wcześniej byłam śpiewaczką operową, ale musiałam jeszcze nauczyć się tańczyć salsę, prowadzić samochód. Musiałam zrozumieć, jak iść pod wiatr czy nawet upadać, bo kiedy upadam, upadam już jako Marina. Postanowiłam zadbać o każdy, nawet najmniejszy szczegół. Chyba mi się udało, bo po premierze filmu wielu krytyków zauważyło, że Marina – choć nie jest krzyczącą emocjami histeryczką – to niezwykle skomplikowana postać. Składa się z wielu warstw, które nie zawsze odkrywa. Stawia wyzwanie losowi, ale robi to po cichu.
Pozostali bohaterowie filmu też wciąż powtarzają, jaka jest tajemnicza. To bardzo subtelna rola i pewnie z tego powodu była dla ciebie sporym wyzwaniem. W kinie o wiele łatwiej jest krzyczeć, niż szeptać.
Ta postać jest z jednej strony bardzo dramatyczna, a z drugiej – elegancka. Kiedy ją poznajemy, Marina jest szczęśliwa – tworzy udany związek z człowiekiem, który widzi w niej taką kobietę, jaką się czuje. Gdy on umiera, wszystko się zmienia, bo jego rodzinie nie podoba się, z kim zadawał się przed śmiercią ich ojciec. Nagle, dosłownie z dnia na dzień, znajduje się w sytuacji, która wyprowadziłaby z równowagi każdego normalnego człowieka. Słyszy: "Nie, nie możesz przyjść na pogrzeb, nie możesz pożegnać ukochanego człowieka”. Nie pozwala na to. Udaje jej się zachować godność i wydaje mi się, że właśnie to czyni z niej tę "fantastyczną kobietę". Nie daje się ponieść emocjom, nie krzyczy ani nie rozdziera szat nad tym, co się dzieje. W spokojny, delikatny sposób osiąga swoje cele, nie raniąc przy tym nikogo innego.
Początkowo spodziewałam się tak zwanego "filmu zaangażowanego" – zamiast tego obejrzałam historię o miłości. Myślisz, że dzięki temu wasza opowieść nabrała uniwersalności?
Ta historia jest okraszona motywem transseksualności Mariny i pewnie niektórzy widzowie będą mieli z tym problem. Ale tak naprawdę nie to jest najważniejsze. Chodziło nam przede wszystkim o to, żeby pokazać, że ten drugi, stojący tuż obok człowiek czasem jest inny. I, co najważniejsze, ma do tego absolutne prawo. Może być transseksualny, jak ja i Marina, może pochodzić z innego kraju, może mieć inny kolor skóry. Wystarczy, że się choć trochę wyróżnia – od razu grozi mu odrzucenie. Czasem spotyka jednak kogoś, kto wcale nie zwraca uwagi na to, co reszta. Warto na to czekać i warto o tym opowiadać. Może właśnie dlatego ludzie wydają się odnajdywać w tej opowieści, bo historie o miłości rozumiemy przecież wszyscy.
Marina nie wygłasza długich przemów, nie demonstruje. Walczy o swoje prawa tak, jak potrafi – po cichu. Myślisz, że to wystarcza?
Kino ma wielką moc oddziaływania i jeśli tylko zrobi się dobry film, ma szansę dotrzeć absolutnie wszędzie. Nie oznacza to jednak, że zwalnia nas to z obowiązku mówienia o tym, co się wokół nas dzieje. Świat reaguje strachem na to, co nowe i nieznane. To smutne, bo zamiast spróbować coś poznać, od razu wystawiamy kolce. Budujemy mur, jednocześnie przeprowadzając atak. Widzę, że coraz bardziej pochylamy się na prawo. Dotyczy to nie tylko Chile. Obecnie znajdujemy się w głębokim kryzysie i wydaje mi się, że kino powinno to odzwierciedlać. Pokazywać to, czego doświadczamy – także dlatego, by pewnego dnia mogły zobaczyć to nasze dzieci. Powinny wiedzieć, z czym musieliśmy się kiedyś zmierzyć, czy odnieśliśmy sukces, czy ponieśliśmy porażkę.
Naprawdę wierzysz w to, że filmy pomagają nam oswoić się z tym, co nieznane?
Mogą nam dać siłę do dalszej walki. Wystarczy spojrzeć, jak Sebastián przedstawia w swoich filmach kobiety. Nie mówię tu tylko o Marinie, ale też o Glorii, która została stworzona na tej samej kanwie. Gloria była kobietą dojrzałą, desperacko szukającą miłości. Marina tę miłość straciła, a mimo to chce ją utrzymać – to wojowniczki. Poza tym zawsze trzymają się razem, mówią jednym głosem. Chciałabym, żeby w życiu częściej tak było.
Za każdym razem, kiedy podejmowane są tematy aborcji albo innych praw, które powinny przysługiwać każdej kobiecie, milczymy. Pozwalamy innym dyskutować na te tematy, udając, że nas to nie dotyczy. To błąd, bo świat musi wreszcie zobaczyć, że tracimy grunt pod nogami. Poprzednie pokolenia kobiet wywalczyły dla nas tak wiele, a my nie potrafimy nawet im się za to odwdzięczyć. Powtarzam: nie możemy stracić tego, co już mamy, ani skupiać się tylko na zachowaniu zdobyczy poprzednich pokoleń. Musimy walczyć o więcej.
Rozmawiała Marta Bałaga
Dziennikarka filmowa publikująca w Polsce i za granicą. Pisze m.in. dla "Episodi”, "Sirp Eesti Kultuurileht”, "La Furia Umana” oraz "Dwutygodnika”. Współpracuje z wieloma festiwalami filmowymi, w tym z Helsinki International Film Festival.