Nie zależało mi na dokonywaniu pokoleniowego zestawienia, chciałem raczej ukazać specyficzny etap w życiu każdego człowieka między trzydziestym a czterdziestym rokiem życia, kiedy zaczynamy spełniać zupełnie inne, nieznane nam dotąd role w społeczeństwie – mówi Igor Bezinović, którego fabularny debiut "Mała wycieczka" możemy zobaczyć w sekcji Odkrycia.
Mateusz Demski: Letni festiwal muzyczny – młodzież się bawi, alkohol uderza do głowy, w tle rozmowy o wszystkim i o niczym. Możesz przybliżyć miejsce, w którym rozgrywa się "Mała wycieczka"? Odnoszę wrażenie, jakbym już tam kiedyś był.
Igor Bezinović: Akcja filmu rozgrywa się w czasie corocznego festiwalu w Motovun, niewielkiej miejscowości na zachodzie Chorwacji. To pierwszy niezależny festiwal filmowy w naszym kraju, który od samego początku stał w jawnej opozycji do wielkich, mainstreamowych wydarzeń, gdzie na ekranie przewijały się wielkie nazwiska i nagradzane filmy. Kiedyś był to bardzo popularny, wręcz kultowy festiwal, który ściągał tłumy fanów szeroko pojętego arthouse’u. Niestety, w ostatnim czasie jego ranga straciła trochę na znaczeniu – niby wciąż widzi się tam pełne seanse, ale coś chyba jednak uleciało.
Dużo wiesz o tym festiwalu. Chyba nie była to przypadkowa lokacja?
To prawda. Na Motovun pojawiam się niezmiennie od prawie piętnastu lat. Po pierwsze, to właśnie tam pierwszy raz miałem okazję zetknąć się z kinem niezależnym. Po drugie, to niesamowicie malownicze miejsce, które było doskonałą scenerią dla spotkań grupy naszych znajomych.
Czyli sentyment?
Też, ale nie był on jedynym motywem, dla którego postanowiłem wybrać takie, a nie inne miejsce. Wcale mi nie zależało, aby stworzyć kompleksowy przegląd programu festiwalowego czy skupić się na jego wieloletniej historii. Motovun miał stanowić raczej uniwersalne, bliżej nieokreślone tło dla moich bohaterów – młodych ludzi, którzy spędzają wakacje na zabawie i rozmowach do białego rana. Festiwal pod gołym niebem, który odbywa się w otwartej przestrzeni, wydawał się najbardziej odpowiednim miejscem. Tym bardziej, że idealnie współgrał z motywami powieści Antuna Šoljana, na której zresztą "Mała wycieczka" została oparta.
No właśnie, historię zaczerpnąłeś z powieści jednego z najbardziej znaczących powojennych pisarzy w Chorwacji. Czy możemy doszukiwać się jakichś podobieństw?
W naszej adaptacji zachowaliśmy oczywiście pewne podobieństwa. Powieść Antuna Šoljana zaczyna się bardzo podobnie – poznajemy grupę młodych Chorwatów, którzy wyruszają w podróż. To typowa dla tamtych czasów powieść egzystencjalna, której bohaterowie pozostają w ciągłej drodze i wśród z pozoru nic nieznaczących sytuacji poszukują swojej tożsamości. Kolejnym elementem, na którego odwzorowaniu bardzo nam zależało, było miejsce akcji. Mam na myśli opuszczone, chorwackie wioski, które wydawały się tożsame z kontemplacyjnym charakterem naszego filmu. Co ciekawe, poszukiwania były nie lada wyzwaniem, ponieważ ten specyficzny rejon Chorwacji z roku na rok przyciąga coraz większe tłumy turystów. W 1965 roku, kiedy wydano powieść Šoljana, tereny, o których mowa, były prawie całkowicie opuszczone. Wynikało to z faktu, że po wojnie nastąpiła tam wielka migracja ludności włoskiej, która po przyłączeniu Motovun do Jugosławii postanowiła wyjechać na Zachód. Ale oprócz tych widocznych podobieństw mamy również całkiem sporo różnic. „Mała wycieczka” została napisana w dość abstrakcyjny sposób, a w tle został nakreślony społeczny kontekst oparty na portrecie pokolenia, któremu przyszło dorastać po drugiej wojnie światowej.
Na twoim pokoleniu także spoczywa podobne piętno – krwawej wojny w Jugosławii. Powinieneś chyba mówić o kolejnym podobieństwie, a nie o różnicy.
Rzeczywiście jest to pewien związek, jednak nie dostrzegam ani większych różnic, ani większych podobieństw między naszym pokoleniem a pokoleniem naszych dziadków. Nie zależało mi zresztą na dokonywaniu ich kompleksowego zestawienia, chciałem raczej ukazać specyficzny etap w życiu każdego człowieka między trzydziestym a czterdziestym rokiem życia, kiedy zaczynamy spełniać zupełnie inne, nieznane nam dotąd role w społeczeństwie. Chciałem, aby ten problem wybrzmiał w czasach, które odnoszą się do mnie i moich przyjaciół.
Twój poprzedni film "Strajk na Filozofii" to kino zaangażowane, w którym również podjąłeś się stworzenia portretu swojego pokolenia. Młodych ludzi, którzy buntują się przeciwko pewnym znakom swoich czasów. Mam wrażenie, że "Mała wycieczka" jest rodzajem kontynuacji.
Bohaterowie obu filmów to właściwie osoby, które należą do tej samej generacji, więc w tym sensie jest to kolejny rozdział tej opowieści. Tyle że "Strajk na Filozofii" był filmem bardziej zaangażowanym. Był to bezpośredni zapis protestów studentów, którzy buntowali się przeciwko komercjalizacji nauki w Chorwacji. W 2009 roku rozpoczęli oni okupację budynku wydziału filozoficznego uniwersytetu w Zagrzebiu, domagając się zwolnienia z opłat za studia na wszystkich poziomach.
Byłeś jednym z nich?
Dwa lata przed rozpoczęciem protestu skończyłem naukę na tym wydziale, gdzie studiowałem filozofię. Zostałem zaproszony przez kilku aktywistów do włączenia się w protesty. Uznałem, że najlepszym sposobem, aby w jakiś sposób wejść w to wydarzenie, będzie złapanie za kamerę i obserwacja ich działań.
Czy czujesz się głosem swojego pokolenia?
Raczej jednym z jego przedstawicieli. Myślę, że było to widać podczas pokazów "Małej wycieczki" w Chorwacji. Pierwszy z nich odbył się w czasie Pula Film Festival, który jest najstarszym festiwalem filmowym w naszym kraju. Był to duży pokaz dla kilkutysięcznej widowni, który odbywał się w tamtejszym koloseum. Spotkałem się tam z naprawdę pozytywnymi opiniami moich rówieśników. Ale największą radość sprawił mi jednak pokaz na wspomnianym festiwalu w Motovun, gdzie rozgrywa się akcja filmu. Wszystkie bilety zostały wyprzedane, a ludzie śmiali się od początku do końca seansu, co wynika z faktu, że przeżyli tam bardzo podobne sytuacje. Taki był zresztą nasz cel – identyfikacja publiczności z obrazem, który będą mogli nazwać filmem swojego pokolenia.
Rozmawiał Mateusz Demski
Urodzony w 1993 roku. Publikuje między innymi w "Czasie Kultury”, "Dzienniku Zachodnim”, "Popmodernie", "artPapierze" i "Reflektorze”. W wolnych chwilach poszerza kolekcję gadżetów z "Gwiezdnych Wojen”.