- Słyszałem historię o matce, która własnymi siłami podniosła samochód, pod którym leżało uwięzione jej dziecko. Gdybyśmy wcześniej zapytali ją, czy to wykonalne, z pewnością by zaprzeczyła. Gdy sytuacja wymaga od nas ekstremalnych działań - jesteśmy gotowi podjąć się niemożliwego. Właśnie o tym opowiadam w moim filmie - mówi Joe Penna, reżyser Arktyki, w rozmowie z Michałem Hernesem.
Dlaczego Brazylijczyk zdecydował się zrealizować na Islandii opowieść o Arktyce?
Pomysł narodził się, kiedy trafiłem na zdjęcie przedstawiające Marsa, na którego powierzchni można było zaobserwować rośliny i drzewa, a tym samym poczuć ludzką obecność. Razem ze współscenarzystą rozmawialiśmy o różnych historiach, których akcja mogłaby rozgrywać się w tym miejscu. Wyobrażaliśmy sobie np. podział klasowy: oto jedni mieszkają w kolonii będącej wielkim miastem, a inni poza nią, w swego rodzaju elizjum. Interesowała nas uniwersalna opowieść o przetrwaniu, którą każdy mógłby zrozumieć niezależnie od tego, czy jest Polakiem, Brazylijczykiem, Chińczykiem bądź Francuzem.
Czy łatwo było przekonać producentów, że warto zainwestować w ten projekt?
Ze względu na moją popularność w internecie, agenci przesyłali mi propozycje zrealizowania bardziej konwencjonalnych historii przeznaczonych dla młodszej widowni. Chciałem jednak, żeby mój film był wyjątkowy i inny. Przyznaję, że długo czekałem na właściwy pomysł i producentów, którzy zaufają mojej wizji. Zależało mi na zrobieniu produkcji, z którą pojadę do Cannes i Sundance.
Czy jako debiutant czułeś się gotowy do wyreżyserowania takiej historii?
Przeszedłem długą drogę od robienia filmów na youtube, reklam, teledysków i krótkometrażówek - aż w końcu poczułem, że jestem gotowy do realizacji pełnometrażowego debiutu. Trwało to dziesięć lat. Arktyka odzwierciedla moje podejście do reżyserowania filmów. Nie chcę realizować projektów, które będą zarabiać pieniądze, tylko takie, które zawierają w sobie przesłanie.
Opowiedziałeś w tej produkcji nie tylko o przetrwaniu, ale też o ratowaniu innego człowieka.
To opowieść o altruizmie - o tym, jak wiele jesteś w stanie zaryzykować dla kogoś, kogo absolutnie nie znasz - osoby o innej płci, innym kolorze skóry i nie mówiącej tym samym językiem. Możemy się od siebie różnić, ale wszyscy jesteśmy ludźmi.
Nie każdy przetrwałby jednak w takich warunkach i okolicznościach.
W komentarzach widzów po seansie Arktyki często padało hasło: "nie przetrwałbym nawet dwóch minut w takich warunkach". Wydaje mi się jednak, że odporność ludzi i ludzkiego ducha jest czymś, o czym warto opowiadać. Nie wiesz, na ile cię stać, dopóki rzeczywistość nie powie "sprawdzam". Słyszałem historię o matce, która własnymi siłami podniosła samochód, pod którym leżało uwięzione jej dziecko. Gdybyśmy wcześniej zapytali ją, czy to wykonalne, z pewnością by zaprzeczyła. Gdy sytuacja wymaga od nas ekstremalnych działań - jesteśmy gotowi podjąć się niemożliwego. Właśnie o tym opowiadam w moim filmie.
Czy w trakcie pracy nad Arktyką zagłębiałeś się w opowieści osób, które przetrwały różne ekstremalne sytuacje?
Tak, rozmawiałem z pilotami i lekarzami oraz z osobami, którym udało się przetrwać, ale np. odmroziły sobie palce. Te rozmowy były niezwykle istotne jako inspiracja dla możliwe realistycznej opowieści.
O czym ci opowiadali?
O tym, jak ważna i konieczna jest w takich sytuacjach rutyna. Musisz opracować sobie harmonogram dnia i podążać za nim, bo inaczej umrzesz.
W Arktyce pojawiły się akcenty komediowe.
To tak surowa opowieść, że chciałem umieścić w niej kilka dowcipów. Bohater mojego filmu potrafi odnaleźć humor w trudnej sytuacji, a Mads Mikkelsen często wciela się w role czarnych charakterów, które są maszynami do zabijania bez krzty poczucia humoru.
Mówiąc szczerze, nigdy nie przypuszczałem, że uda mi się go zatrudnić. Przed rozpoczęciem zdjęć do Arktyki zagrał w Doktorze Strange'u i Gwiezdnych wojnach, wydawało mi się więc, że jest zbyt wielki na ten projekt. Okazało się, że mój producent miał do niego dojście i przekazał mu scenariusz mojego filmu. Tekst spodobał się Madsowi. Przez dwie godziny rozmawialiśmy o nim przez skype'a, po czym zgodził się zagrać w tej produkcji.
O czym rozmawialiście?
Pytał m.in. o to, dlaczego nie pokazałem na początku filmu katastrofy lotniczej i czemu nie obserwujemy procesu, podczas którego bohater uczy się łowić ryby. Ciekawiło go, dlaczego nie pokazałem wspomnień bohaterów; dlaczego Mads nie ma obrączki ślubnej czy zdjęć swojej rodziny.
Właśnie - dlaczego?
Widzieliśmy to już wiele razy, np. w Cast Away. Poza światem i filmie Wszystko stracone. Gdy przygotowywałem się do pracy nad Arktyką, obejrzałem animację zatytułowaną Czerwony żółw, w której również nie wiemy zbyt wiele o przeszłości bohatera. Postanowiłem obrać podobną strategię.
Joe Penna, fot. Łukasz Gawroński
Jak wyglądała praca nad scenariuszem?
Sporo czytałem o Erneście Shackeltonie i jego ekspedycji, a także o ludziach, którzy potrafili przetrwać w ekstremalnych miejscach, np. w dżungli i na pustyni. Chciałem stworzyć bardzo sprytnego bohatera, potrafiącego wybrać najlepsze rozwiązania.
Czasami natura i przyroda nas zaskakują.
Rzecz polega na tym, jak na to zareagujesz i co zrobisz. Jeśli upadniesz, bardzo trudno jest wstać.
Jak ważna jest dla ciebie wizualna strona tego filmu?
To bardzo wizualna opowieść, a "suchy" scenariusz Arktyki jest nudny, starałem się więc uczynić go możliwie ekscytującym. Umieściłem w nim trochę poezji, np. haiku. Pisząc scenariusz, rozpoczynałem od bardzo długiego zdania, skracają je do jednego słowa. Celem było wzbudzenie zainteresowania widzów, np. poprzez umieszczenie w filmie małych tajemnic.
Czy efekt końcowy mocno różni się od scenariusza?
Scenariusz to lista składników przepisu kulinarnego, a kręcenie filmu porównałbym do gotowania. Czasem wykorzystujesz wszystkie składniki, ale zdarza się, że kupujesz całe opakowanie cukru, finalnie dodając ledwie szczyptę.
Istotnymi "składnikami" Arktyki są również muzyka i dźwięki.
Kompozytor wykonał świetną robotę, a nasz ekspert od dźwięku jest laureatem Oscara za pracę nad filmem Mad Max. Na drodze gniewu. W Arktyce ciągle słychać odgłos wiatru, a gdy coś jest bezustannie słyszalne, przestaje być przerażające. Dodatkowo okazało się, że wiatr był większym problem od temperatury. Pewnego razu Mads otworzył drzwi samochodu, a te oderwały się i odfrunęły na jakieś sto metrów. To było czyste szaleństwo. Jakby tego było mało, śnieg raz zablokował nam drogę, przez co nie mogliśmy się dostać na plan zdjęciowy.
Cały czas w gotowości był też samolot - tak, żebyśmy mogli nakręcić scenę rozgrywającą się w jego wnętrzu - w razie gdyby śnieg uniemożliwiał nam pracę na otwartej przestrzeni. W całym tym zamieszaniu można było łatwo się pogubić.
Czy w czasie zdjęć spotkaliście niebezpieczne zwierzęta?
Nie, ale śledził nas pewien kruk, który cały czas podążał za nami, choć kręciliśmy film na bardzo dużym obszarze. Gdy wchodził nam w kadr, musieliśmy go potem z niego usuwać.
Kto był twoim największym wrogiem podczas kręcenia Arktyki?
Wątpliwości, np. związane z tym, czy podejmuję właściwe decyzje. Zastanawiałem się, czy bohater powinien mówić do siebie i być trochę bardziej szalony. Jako że był to mój debiutancki film, rozmyślałem nad tym, czy nie powinienem zrobić czegoś łatwiejszego i nakręcić go np. na pustyni. Jak jednak wspominałem, zainteresowała mnie uniwersalność tej historii. To, że nie potrzebuję słów, by pokazać i wyjaśnić uczucia bohaterów. Chciałem opowiedzieć historię mężczyzny, który ryzykuje swoje życie dla kogoś, kogo nie zna. To bardzo ważne przesłanie w dzisiejszych czasach. Potrzebujemy dużo miłości.
Czy w ludzkiej naturze leży pomaganie innym w ekstremalnej sytuacji?
Można pragmatycznie stwierdzić, że - w świetle wszystkich okoliczności - bohaterka uratowana przez postać Madsa najpewniej umrze, ale tracimy całą pewność, gdy spojrzymy na jej twarz. Bohater poświęcił się dla niej, bo ewentualne wyrzuty sumienia potrafią być gorsze od mroźnej Arktyki.
Przyznaję, że za sprawą Madsa Mikkelsena uwierzyłem w tę postać.
Mads nosił na planie ciężki sprzęt, choć nie musiał. Miał trudne zadanie, bo pojawił się w każdej scenie. Nie narzekał jednak na ten intensywny maraton, podczas którego cały czas musiał być w gotowości. Mieliśmy 19 dni na nakręcenie Arktyki, pracując po 12 godzin dziennie. Niezależnie od tego, Mads okazał się najmilszym człowiekiem na planie. Pomógł mi usunąć ze scenariusza niepotrzebne fragmenty, np. wypowiadane przez jego bohatera kwestie, których pierwotnie było więcej. Często doradzał, żeby nakręcić coś bez słów i okazywało się, że miał rację.
Ostatni pokaz Arktyki na 18. Nowych Horyzontach w piątek, 3 sierpnia, o 21:45.
Arktykę można oglądać w ramach sekcji Oslo/Reykjavik, powstałej we współpracy z Ministerstwem Inwestycji i Rozwoju, koordynującym w Polsce wykorzystanie Funduszy norweskich i EOG (Europejskiego Obszaru Gospodarczego), pochodzących z Islandii, Liechtensteinu i Norwegii.
Zakochany w cytatach psychofan filmu „Tamte dni, tamte noce”, który zapytał Romana Polańskiego, dlaczego torturuje bohaterki swoich filmów. Dziennikarz związany z portalem tuWroclaw.com i blogiem filmowym Watchingclosely.pl. Publikował m.in. na łamach weekendowego magazynu Gazeta.pl, „Dziennika Gazety Prawnej” i Wirtualnej Polski.